Ledwo sierpniowe słońce pojawiło się na horyzoncie wszystkie musiały zbierać się do pracy. Pierwsza wybudziła się Florentte, wyczulona na dzienne światło. Jej koleżanki tradycyjnie wstawały po budziku, mimo że krzątająca się ogrodniczka co jakiś czas starała się je wybudzać. Akurat dzisiaj Pani musiała urządzać dwie imprezy, gdy wczoraj Ramila miała urodziny. Jeszcze do późnej nocy bawiły się, głównie śpiewając czy naśladując kamerdynera, który swoją dokładnością ciągle zawracał im głowę. Ostatnio Florentte musiała tłumaczyć się z zakwaszenia gleby przy azaliach, mimo że była normatywna.
- I wiecie, to ja mówię mu, że torf jeszcze nie przyjechał a on dalej, że kora i wilgoć. - mówiła im wieczorem, choć niektóre pokojówki i kucharki jej nie rozumiały. - To mu mówię, a po co mam iglaki ścinać jak za parę dni chłopaki mają przywieźć nawozy. A on, że nie bo wskaźnik ma 5,2. No tom mówię: "Ino twój pesymizm przesiękł na korzenie". - zatrzymała się na chwilę, śmiejąc się z własnego przytyku. - No więc jutro mam mierzyć wszystkie palmy w oranżerii. - zrobiła głupią minę, naśladując twarz ponurego zarządcy. Wszystkie się roześmiały i przez długi czas wymieniały się anegdotami o panie Bouvais.