niedziela, 31 marca 2019

Rozdział X ~
"Kiedy krętacze czynią z niej zasadzkę, by oszukać naiwnych"

-Livender Sotoke, lat 24, kraj pochodzenia Panem?
Liv po raz kolejny ze znużeniem słuchała pytań dyżurnego policjanta, który przyjął ją na tutejszym komisariacie. Sala wejściowa była nowocześnie wyposażona od sprzętu pracowników po wykończenia wnętrz jak ściany czy oświetlenie. Jednak dysponowana przez nich technologia wciąż wydawała się być mniej rozwinięta niż w jej kraju.
Na przykład Francio Lannert, mężczyzna przeprowadzający z nią wywiad posługiwał się dotykowym komputerem, podczas gdy Liv dawno temu widziała podobne urządzenia sterowane głosem lub ruchem gałek ocznych.
-Tak, wszystko się zgadza.

-Hm...- mruknął starszy mężczyzna patrząc zamyślony w ekran płaskiego monitora przed sobą.- Dane dostarczone przez wasze Ministerstwo Nadzoru Społecznego mówi, że urodziłaś się 82 roku. Co to znaczy?
-Och, no tak...- dziewczyna próbowała ukryć swoje podenerwowanie całą sytuacją. Trzymał ją tak już prawie kwadrans i wcale nie wyglądało na to by miało to się w jakimkolwiek momencie kończyć. W czasie jego przeglądania danych, mruczenia pod nosem i od czasu do czasu stawiania pytań potwierdzających zebrane informacje zdążyła kilkukrotnie rozejrzeć się dookoła. Miała nawet wrażenie, że mogłaby do niektórych zwracać się po imieniu. Jeden policjant tyle razy koło nich przechodził witając się z Franciem, że zaczął i do niej się zwracać z uśmiechem. Gdyby tylko chciała mogłaby przyjrzeć się jego odznace i zacząć prowadzić z nim półrozmówki po imieniu.- To numeracja kolejnych Głodowych Igrzysk. Rok kalendarzowy wyznaczał numer Igrzysk. Chyba wiadomo tu o nich, prawda?- po raz pierwszy zwróciła się patrząc wprost na niego. Naprawdę ją to ciekawiło.

-Oczywiście, dostaliśmy stosowne informacje od waszego rządu.- otworzył przed sobą formularz prośby o zwolnienie z aresztu.- A więc urodziła się pani 82 roku Igrzysk, tak?
Nie odpowiedziała od razu. To były 82 Igrzyska ale między nimi istniała kilkudziesięcioletnia przerwa czasowa w trakcie której dwukrotnie obalano rząd i dokonywano przewrotów. Ugryzła się w język by nie wypaplać tego co widocznie utajono przed Nowym Światem. Nie chciała narazić się na kolejne pytania i wywiady. Zbliżało się południe a ona utknęła na wypełnianiu formularza zwolnień. Skinęła potwierdzająco głową, licząc że Lannert wkrótce zakończy swoje skromne przesłuchanie. Tak się jednak nie stało. 

Na początku zaczął ją pytać o Sama a Liv w końcu uwierzyła, że zaraz to się skończy. Nim jednak zdążyła odpowiedzieć choć na jedno pytania Francio zatrzymał się uparcie wpatrując się w coś na ekranie. Pomruczał coś znowu pod swoim nosem, pootwierał kilka innych okien informacyjnych aż w końcu spytał ją wprost czy to nie ona jest córką prezydenta Panem. Liv rozejrzała się, bojąc się szybkości rozchodzenia informacji. Nikt jednak nie przejmował się ich rozmową. Wszyscy mieli swoje obowiązki. Oprócz tego jednego policjanta, który jakby usilnie próbował tylko znaleźć wymówki by móc kolejny raz przejść obok Lannerta i Sotoke.
-Córka byłego prezydenta- poprawiła policjanta.
-Hm, jeszcze nie.- poprawił na przekór ją. Uśmiechnęła się nieznaczenie. Przynajmniej o aktualnej sytuacji w kraju mieli informacje. -No dobrze, to zaprotokołuję to.- zaczął coś pisać na dokumencie ale powstrzymała go prośbą by jej wizyta była dalej nieoficjalna.
-Nieoficjalna, tak- powtórzył zamyślony jednak zgodził się na jej prośbę. Zdanie o jej pochodzeniu zniknęło z ekranu.- No dobrze, to teraz przejdźmy do meritum.- powrócił do formularza zwolnienia.- Może nam pani podać jego podstawowe informacje? Niestety pani towarzysz nie był zbyt skory do współpracy przy wypełnianiu dokumentów.

-A nie dało się ich odczytać?- spytała dziewczyna nawiązując do procederu skanowania siatkówki oka, takie same przez które sama musiała przejść by zostać zidentyfikowana. Tylko procedury radziły przeprowadzić dodatkowo wywiad, dlatego Liv miała żal do policjanta, że postanowił się ich trzymać, mimo że już po kilku sekundach od zeskanowania było wiadomo kim jest petent. 

-Nie udało nam się znaleźć Synlarci pani kolegi.- wyjaśnił jej.
-Och, więc Paul w ogóle nie zrozumiał co się dzieje?- zaczęła się denerwować. Skoro nie miał przy sobie translatora tak musiało być.
Nie odpowiedział jej, ignorując pytanie. Prychnęła cicho, coraz bardziej się denerwując. Może faktycznie to Lear powinien był tu przyjść zamiast niej.


* * *


-Jeszcze raz Pattern, tylko głośniej.
Lear od kilkunastu minut próbował zrozumieć swoją siostrę. Nie sądził, że tak szybko da się okraść na bazarze. Ledwo zdążył skręcić kilkukrotnie i zgubić drogę a już nie miał mieć sposobu jak ją odnaleźć. Na szczęście został mu jego telefon z Panem.
-Ściągnij sobie wirtualny przewodnik- powtórzyła jego siostra. Tłumaczyła mu, że to nie koniec świata jak się zgubi Synlarcę i że czasem się zdarza turystom ją gubić, dlatego są inne sposoby odnajdywania się w nowym świecie. -Jak tylko stąd wyjdziemy pójdziemy ci kupić nową.
-Na razie wolałbym spotkać się z wami. Wszystko u was w porządku?- spytał i spojrzał mimowolnie w górę. Ponad nim unosiło się kilka pięter dróg i galerii z najróżniejszymi produktami i przedmiotami. Neony jeszcze nie świeciły dlatego widok ten był dość wyraźny. Ludzie gromadzili się jak mrówki i wszędzie się dokądś spieszyli. Lear widział jak na przykład jedna rodzina o mało co sama się nie pogubiła w tłumie, gdy jedno z dzieci zostało w tyle przyjrzeć się jakiejś wystawie. Miał też dziwne wrażenie, że było ono skrzętnie obserwowane przez kilkoro niepokojących ludzi, jednak na szczęście jego rodzice zdążyli wrócić nim cokolwiek się stało. A nie wiedział co miałoby się stać, lecz czego się domyślał nie podobało mu się. To właśnie wtedy sięgnął po telefon, zaniepokojony tą sytuacją. Właśnie wtedy zrozumiał też, że skradziono mu translator.

Gdy tak rozmawiał z siostrą próbując znaleźć cichszy kąt do rozmowy zdążył wejść do kilku sklepów i zostać przegonionym z przeróżnych powodów, których sam nie mógł zrozumieć. Chwilami nawet zastanawiał się czemu nie spotkał jeszcze nikogo z Panem, skoro tyle osób jechało tą trasą. Wyglądało jednak na to, że to miasto było bardziej zaludnione niż przypuszczał.

* * *

Udając chwilowe zerwanie połączenia Pattern rozłączyła się, zastanawiając się co zrobić. Nie było dobrze widać po Evely, że coś się dzieje. Pattern dopiero po godzinie od wejścia na market to zauważyła była jednak pewna, że Lear zobaczyłby to jeszcze szybciej. A nie chciała go teraz niepokoić. Zwłaszcza, że dorobiły się kilku nowych rzeczy za które stanowczo przepłaciły a sprzedawcy nie chcieli im zwrócić pieniędzy. Trzeba jednak przyznać, że nie byli oni całkowicie nieuczciwi ponieważ zamiast tego zaoferowali im kilka innych gadżetów jak np. podręczne lusterko nagrywające wideo-wiadomości czy też chustę zmieniającą kolory i wzory w zależności od temperatury otoczenia. Dlatego obie wyglądały jakby kupiły za dużo niepotrzebnych rzeczy a w praktyce było całkiem na odwrót, ponieważ kupiły ich tylko kilka.

A oprócz tego Evely poprosiła ją o to. Pattern tylko widziała jak kaszle, więc całkiem łatwo ją przekonała, że to od unoszącego się dymu i kurzu, co, jak na panujące warunki, było dość przekonujące. Mimo to stanowczo naciskała by nie spotykać się z nim jeszcze a prośbę swoją motywowała ich zbieracko-łowiecką przechadzką przez drugie piętro. Powiedziała, że gdy znajdą "jakąś nowoczesną torbę, która zdoła wszystko pochować a przy tym nie zyskać ciężaru" to mogą dołączyć do niego.
-Ale Eve, on zgubił Synlarcę.- wyjaśniła Pattern. Siedziały teraz w kawiarni inspirowanej kulturą wschodnia, w której blisko sufitu unosiły się hologramowe smoki, zakryte częściowo rzadkimi obłokami. Evely postawiła na stole niedawno kupioną figurkę kota i powoli zbliżała do niego rękę jakby chciała go pogłaskać. Gdy jej dłoń była wystarczająco blisko rudo czarno biały kot wyginał grzbiet gotowy do pieszczot. Wtedy odsuwała ją a zabawka nieruchomiała.
-Wiem, wiem.- mruknęła do Pattern. Wzięła łyk napoju przez słomkę. Zamówiły sobie herbatę parzoną z kwiatem lilii, który zjawiskowo otworzył się gdy zalały go wrzątkiem. Ciężko było jej pić z częściowo uchyloną maską ale wolała to niż ją zdjąć. Za bardzo obawiała się tego co zobaczy na jej wewnętrznej stronie a także co ujrzy Pattern na jej buzi.
-A wiesz, że głupio tak wyglądasz?- zaśmiała się Pattern, po czym zrobiła jej szybkie zdjęcie. Evely rzuciła jej zbulwersowane spojrzenie.- Och, proszę.- zachichotała jej siostra.- Eve, nie chcę go okłamywać. A poza tym martwię się o niego, widziałaś tamtych ludzi...

Pattern przypomniała jej specyficzną grupę ludzi, która utworzyła coś w rodzaju frakcji zagubionych. Byli to ludzie, którzy z zastępczym sprzętem translatującym szukali innych pechowców ze skradzionymi oryginalnymi translatorami. Oferowali oni tanie, podejrzane zamienniki zapraszali do swojego kręgu lub przejścia w "bardziej postronne miejsca" co wcale nie brzmiało zachęcająco. Mimo to widziały kilku ludzi, którzy zgadzali się na takie inwestycje lub inne podejrzane interesy z nimi i znikali za rogiem jakiegoś sklepiku. 
Grupa ta bardzo sumiennie unikała kontaktu z jakimkolwiek pilnującym co kilkadziesiąt metrów porządków Flisów, jak nazywali siebie Strażnicy bazaru. Flisowie byli zrzeszeniem prywatnym, zatrudnionym przez kogoś kto uważał siebie za właściciela bazaru a z pewnością jego władcę. 

Dziewczyny w czasie swojej wycieczki zdążyły spotkać takich kilku a ich ubiór i zasłonięta goglami i maskami twarz nie wydała się przyjazna. Z kolei owa grupa ludzi przechadzała się uliczkami zrzeszając kolejnych zagubionych ludzi. Szybko od nich odeszły jednak gdy zapamiętały ich specyficzność zrozumiały, że takich grupek na ulicy jest o wiele więcej a kręciły się one głównie w najgęściejszych miejscach bazaru.

-Ta, a może ich tylko źle oceniłyśmy? Ich translatory działały całkiem sprawnie, więc czemu nie mieliby oferować takiego sprzętu innym ludziom?- nie poddawała się Evely. Ponownie zbliżyła dłoń do kota tym razem dotykając go palcami. Niewielka figurka otarła się o nią i skuliła cała w jej dłoni. Pattern obserwowała ją w milczeniu. Evely zachowywała się tego dnia coraz dziwniej i nie wiedziała co się dzieje. Zmartwiona spojrzała w głąb kawiarni. Ludzie rozmawiali ze sobą, pokazując sobie nawzajem nowe zdobycze, szeroko gestykulując i bawiąc się. Przy jednym ze stolików siedziała rodzina w której dwójka małych dzieci wyciągała ręce ku pływającym w górze smokom. Zamyśliła się, zastanawiając się kiedy zaczęła być taka posłuszna wobec Evely. Kiedyś od razu zrobiłaby kłótnię po której poszłyby na sensowne rozwiązanie. Zawsze traktowały się jak równe. Jednak odkąd ukończyły szkołę i ruszyły w tę podróż czuła, że jej przyjaciółka zaczyna nad nią dominować. Tłumaczyła to sobie jej ekscytacją z powodu poszukiwania Anity a także nowym światem, jednak jej wyrozumiałość miała swoje granice. Jeśli miała tak się zachowywać z powodu zauroczenia w jej bracie nie mogła tego zaakceptować.
-Pójdę go sama poszukać. A ty znajdź jakąś "magiczną torbę"- zrobiła cudzysłów manualny.- Spotkamy się na pierwszym piętrze przy tamtej fontannie. I uważaj na swoją Synlarcę.- wstała od stołu i zabrała swoją torbę a także kilka klamotów. Evely skinęła dziękczynnie głową i obiecała załatwić to jak najszybciej. Tego dnia to były ich dwie najgorsze decyzje.

* * *

-Hej, już jestem. Wybacz coś mnie rozłączyło.- kilka metrów po wyjściu z kawiarni Pattern zadzwoniła do brata. Lear przyjął jej przeprosiny a zaraz potem powiedział jej coś bardzo niepokojącego.
-Poznałem kilkoro ludzi, chcą mi pomóc poszukać mojej Synlarci...
-Co takiego?!- wystraszyła się.- Lear nie słuchaj ich, to mogą być oszuści.
-Wiem ale nowa przekroczy stanowczo nasz budżet. W tamtym przewodniku pisali, że kosztuje...
-Lear wiem, nie obchodzi mnie to! Powiedz mi gdzie jesteś! Znajdziemy się i pomyślimy co dalej.- zatrzymała się przy barierce na środku i spojrzała na dolne piętra. Lear niechętnie podał jej swoją lokalizację. Z łatwością odnalazła je w wirtualnym przewodniku, który wcześniej zakupiły praktycznie u wejścia na bazar ("KUP SWÓJ PRZEWODNIK PO 'CEASAR'S BASSARA', NIE CZEKAJ NA KRADZIEŻ SWOJEJ SYNLARCI!). Jednak przedarcie się przez tłumy było już trudniejsze. Wtedy właśnie zauważyła stoisko reklamujące najbardziej spektakularne taxi jakie mogło istnieć.

Lear nie spodziewał się ujrzeć swoją siostrę na wielkim, mechanicznym pająku, sunącym się kilka metrów ponad tłumem i całkiem szybko pokonującym kolejne odległości. Nim jednak tak się stało zdążył narobić sobie kłopotów a widok jej siostry był tylko mrugnięciem w ucieczce przed powiększającym się ścigającym go gronem ludzi.

* * *

Po prawie godzinie nużącej rozmowy w komisariacie Liv usłyszała tak długo oczekiwane stwierdzenie:
-Myślę, że już wszystko skończyliśmy.
Omal nie spadła ze stołka gdy to usłyszała. Wysoki taboret nie stał przy jego biurku ale widząc jak powłócza zmęczona nogami, policjant-przechodzeń zaoferował jej siedzenie a ona chętnie przystała na to.
-To znaczy, że mogę już zapłacić a wy go wypuścicie?- upewniła się.
-Takie są procedury, co się stanie w trakcie to nie mój obowiązek.
-Jak enigmatycznie.
Wstała i wyciągnęła banknoty. Na ich widok znieruchomiał na moment, po czym przeprosił ją i zadzwonił po kogoś. Po chwili przyszedł do nich policjant z piętra wyżej i wyliczył zgodnie z kursem odpowiednią ilość pieniędzy. Następnie przywołał do siebie dwóch innych mundurowych z holu i w trójkę poszli na górę do kasy. 
Nie zrozumiała tego zamieszania, próbując je interpretować na swój sposób, jednak jego osobliwość stanowczo jej to utrudniała. Z jej rozmyślań obudził ją głos Francio.
-Skoro jest pani na nieoficjalnej wizycie, czy można mi zadać równie nieoficjalne pytanie?- nachylił się w jej stronę, ściszając przy tym głos.
-Proszę bardzo.- odparła bez ogródek mając nadzieję, że to w końcu wszystko zakończy a tamci polcjanci poszli zabrać Paula z aresztu.
Jednak jego pytanie bardzo szybko pozwoliło jej zapomnieć o Samie, skutecznie powstrzymało ją od planowania szukania Anity czy nawet niedawnej, zaskakującej wiadomości od Pharadaia. Nie. To pytanie po prostu nigdy nie powinno paść w jej obecności.

-Co się tak właściwie stało z Parker?

poniedziałek, 18 marca 2019

Rozdział IX ~
"Jeżeli ścierpisz wypaczenie prawdy
przez Ciebie głoszonej"

Paul nie wrócił na kolację, lecz mimo to wszyscy spędzili miło czas ze sobą. Pattern jeszcze do południa odczuwała skutki swojego obżarstwa dzień wcześniej. Sowicie i sumiennie spróbowała wszystkiego czego zamówili a dodatkowo wypiła o kilka napojów za dużo z których część była na bazie alkoholu. Dlatego z całej czwórki to ona wstała najpóźniej. A najwcześniej wstała Evely, która w piżamie weszła do kuchni szukając czegoś do picia. Mozolnie zrobiła sobie kawę wchodząc w rozmowę z ekspresem do kawy, który zwrócił jej uwagę, że brakuje im nadal jednego lokatora a także jak beznadziejnie wygląda. Zmartwiło ją zarówno to, że nawet maszyna zauważyła, że źle się dziś czuje ale bardziej nieobecność Paula. Owszem, mieli mapy, translatory i własne środki ale rozdzielenie się w obcym kraju zawsze będzie lekkomyślnie, bez względu na okoliczności. A zwłaszcza sposób w jaki on to zrobił. Stanęła przy oknie i oglądała zamyślona panoramę miasta. Martwiła się, że tak długo trzymają do siebie nawzajem urazę, nie mogąc się pogodzić. 

Z rozmyślania wybudził ją łagodny głos Leara, który także wstał wcześniej. Był już przebrany co widocznie zawstydziło ją. Objęła się za gołe ramiona chcąc wrócić do siebie gdy nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Nim Lear zdążył je coś powiedzieć Evely podbiegła do drzwi. Zamierzała porządnie skrzyczeć Paula, za włóczenie się po nocach jednak ku jej zdziwieniu to nie ona stał w korytarzu, tylko policjanci.

Evely nieudolnie kazała im poczekać, próbując pokazać, że nie są stąd i nie mogą ich zrozumieć. Zamknęła drzwi i szybko wróciła do pokoju po swoją Synlarcę. Lear zrobił to samo a oprócz tego obudził Liv. W tle było słychać ponowne pukanie. 

* * *

Gdy Liv przyszła do salonu Evely rozmawiała w kuchni z policjantami. Nadal była w piżamie. Lear stał obok ale nie wyglądał jakby rozumiał co się dzieje. Liv przetarła oczy i kazała się przebrać swojej siostrze. Po drodze najmłodsza Sotoke zabrała Leara by pomóc mu poprawnie założyć translator.

Liv stanęła na przeciw dwójce policjantów w średnim wieku. Jeden z nich miał krótkie, ciemne włosy. Drugi był niższy i pulchniejszy a na twarzy miał gęste wąsy.
-Livender Sotoke?- spytali nim zdążyła się przedstawić.
-Tak.
-Jesteś córką Nytha Dreinsona?
Zmrużyła smutna oczy.
-Tak.- odpowiedziała ciszej.- Evely także nią jest.
-Rozumiem.- odparł wyższy policjant notując coś na wirtualnym ekranie.
-Proszę się nie niepokoić, chcieliśmy się tylko upewnić, czy to przypadek... Wie pani, córka prezydenta Panem na nieoficjalnej wizycie...
-I niech dalej taka zostanie.- poprosiła półszeptem Liv opierając się ręką o czoło. Nie wyspała się za dobrze i nie miała siły na takie rozmowy. Nawet nie miała energii by martwić się wizytą mundurowych czy nocną absencją Paula. -Panowie w jakiej sprawie?
-Chcą porozmawiać o Paulu, Liv.- odezwał się ekspres, przerażając jedynie Liv.

* * *

-Nic nie zrozumiałeś w kuchni, co?- spytała Evely Leara, gdy wyszli z kuchni, pozostawiając Liv z policjantami. Musieli szeptać by nie obudzić śpiącej w pokoju razem z Evely Pattern. Młodsza siostra Leara zdecydowanie powinna jeszcze trochę odpocząć.

-Nie, chyba źle założyłem ten tłumacz...
-Tak właśnie myślałam. Pokaż mi...- podeszła do niego i sięgnęła za jego ucho. Odwrócił wzrok jednak po chwili spojrzał na nią co speszyło ją. Zabrała szybko ręce a urządzenie upadło na ziemię.-Ojej, sorki.- schyliła się po nie. Wstając z powrotem poczuła chłód i przypomniała sobie, że nadal jest w piżamie. Zaczerwieniła się cała na twarzy i wygoniła go z pokoju.

Gdy przebrana weszła do salonu byli tam tylko Liv z Learem, którzy rozmawiali spokojnie, opierając się ramię w ramię na blacie kuchennym. Choć poczuła lekką zazdrość Evely ucieszyła się na ten widok. W końcu powoli wszystko wracało do normy.
-Hej, i co chcieli? Coś ważnego?- podeszła do nich. Dopiero z bliska zauważyła, że nie ucinali sobie przyjacielskiej pogawędki a byli blisko by jak najciszej to omówić.
Liv wyprostowała się. Wzięła głęboki oddech by jej spokojnie odpowiedzieć, jednak Lear ją wyręczył:
-Musimy odebrać Paula z komisariatu. Podobno nieźle wczoraj nabroił.
Evely otworzyła zdziwiona buzię próbując sobie wyobrazić pijanego Sama na mieście lecz nim zdążyła o cokolwiek spytać uprzedziła ją jej siostra:
-Evely, czemu do cholery ekspres do kawy zna nasze imiona?

* * *

Przed południem wyszli gotowi odebrać Paula. Kaucja nie była za wielka dlatego Liv postanowiła w całości ją spłacić, co nie obeszło się komentarzom Pattern i Leara, które zignorowała. W holu było całkiem dużo ludzi lecz na ich szczęście żadnych reporterów, co ucieszyło ich. Jeszcze długo po 4 Ćwierćwieczu nękali ich Kapitolscy dziennikarze z prośbami i ofertami wywiadów, na czele z pracownikami Leather Markelt*.

W ciągu dnia ulice nie były tak wspaniale oświetlone jak w nocy ale i tak mogli zauważyć przepaść kulturową między ich krajem a Nowym Kontynentem. Kilka metrów nad nimi ciągnęły się nadziemne linie metra, ulice a także autostrady, które dawały o sobie znać tylko wizualnie bowiem otoczone były ledwie widocznym polem wyciszającym. Z kolei na ziemi ruch był zdecydowanie wolniejszy jednak bardziej tłoczny. Niemal każdy budynek miał kondygnacje powyżej 5. piętra a na chodnikach tłok potęgowali uliczni sprzedawcy. Dzięki wirtualnej mapie całkiem łatwo odnaleźli drogę do komisariatu. Przed wysokim, ciemnoczerwonym budynkiem rozdzielili się, ponieważ kilkanaście metrów dalej na przeciw komisariatu rozciągał się wielopiętrowy, ruchomy bazar, który wręcz wciągnął Pattern i Evely do siebie. Dziewczyny oznaczyły swoje Synlarci na mapie i zniknęły w tłumie, obiecując szybki powrót.

Lear podszedł do Liv, żegnające wzrokiem swoje siostry:
-Może pójdziesz z nimi? - zaproponował.- Sam mogę to załatwić...
Westchnęła.
-Dziękuję, ale muszę w końcu wziąć odpowiedzialność za swoje zachowanie.- odwróciła się do niego. Lear uśmiechnął się, ciesząc się z jej decyzji. Najwyższy czas by wszyscy się pogodzili.
-Poradzisz sobie, Liv.
Po chwili uruchomił ponownie mapę miasta szukając lokalizacji dziewczyn. Ku żadnemu zaskoczeniu zdążyły zajść całkiem daleko.
-Zaczynam żałować, że nie założyłam Evely limitu pieniędzy. Mam nadzieję, że Pattern ją przypilnuje.
-Tak...- chrząknął zmieszany.- Pokładasz za duże nadzieje w mojej siostrze.
Pożegnał się z nią i ruszył ku rynkowi. Nie zdążył nawet dojść do pierwszego straganu gdy zadzwoniła do niego Liv. Odwrócił się do niej z daleka i przyłożył mikrofon i słuchawki do siebie.

-Lear, co mam mu powiedzieć?
Zmarszczył brwi. Chociaż chciała być dorosła nie potrafiła radzić sobie sama nawet w takich sytuacjach. To miała być tylko rozmowa.
-Jeśli go nie kochasz, chyba czas najwyższy mu to w końcu uzmysłowić, co?- przeczesał swoje włosy, po czym zniknął w tłumie turystów na bazarze.
-Nie chcę go ranić, Lear.
-Ech...- przeciskał się przez tłumy. Kilka osób na niego nawrzeszczało ale nie zrozumiał ich. Jeszcze kilka metrów i będzie luźniej między straganami.- I tak go zranisz. -kontynuował do Liv przez telefon.- Niezależnie od tego co mu powiesz.- rozejrzał się wokół siebie.- Musicie tu przyjść potem, nie uwierzysz co tu mają.- podszedł bliżej do jednego ze stoisk, jednak z powodu rozmowy nie mógł zrozumieć nazw i opisów sprzedawanych tam produktów. -Zresztą ja chyba też nie, hehe...
Mruknęła coś niezrozumiałego.
-Poza tym Liv, nie gniewaj się, ale chyba wszyscy myśleli, że ty też coś do niego czujesz.
Zaczęła się mu tłumaczyć jednak nie słuchał jej, zapatrzony w egzotyczną tancerkę na środku niewielkiego okrągłego placu. Obok niej z lewej i prawej strony siedzieli uliczni grajkowie dając wyjątkowy orientalny pokaz. Jeden z nich, grający na czymś podobnym do smukłego bębna, miał srebrną opaskę na oku. Drugi był łysy i miał dziwną bliznę na twarzy jednak nie długo skupił na nich uwagę, skupiając się na młodej dziewczynie. 
Wyglądała na jego rówieśniczkę, miała gęste czarne włosy, przykryte częściowo ciemnofioletową chustą. Lewe skrzydło nosa przebijał metalowy łańcuszek kończący się na uchu. Ubrana była w przepiękny haftowany czarno-fioletowy strój na na kostkach i nadgarstkach brzęczały dzwonki. Co ciekawe także i wokół niej unosiły się przezroczyste obręcze, takie jak widzieli w dystrykcie 3., jednak te miały wyjątkowo ozdobne kształty i obracały się z rytmem granej muzyki. Wokół całej trójki zebrało się dużo ludzi. Gdy dziewczyna zwróciła swój wzrok na Leara zatrzymała się, obracając się dookoła i kręcąc zjawisko swoim ciałem. Zaczęła się do niego zbliżać tanecznym krokiem lecz drogę zagrodzili mu inni widzowie. Nie minęła chwila gdy stracił ją z pola widzenia. Nie mogąc przepchnąć się przez tłum ominął ich wracając do poszukiwań Evely z Pattern. Dopiero po dłuższej chwili zauważył, że Liv od dawna rozłączyła się z nim. Nawet nie zauważył gdy ktoś w tłumie ukradł jego translator.

* * *

W tym samym czasie, kilkanaście metrów nad nim, bazar zwiedzały ochoczo Pattern i Evely, która czuła się coraz gorzej. Gdy zaczęła kaszleć jeden ze sprzedawców zaoferował jej darmową maseczkę chirurgiczną. Nie była chętna do jej przyjęcia ale gdy zobaczyła zmieniające się ruchome miny na jej zewnętrznej stronie przyjęła prezent od razu ją zakładając. Kupiła jeszcze figurkę kota, który reagował na przybliżanie się do niego zmianą pozy, po czym ruszyła dalej z Pattern oglądać wszystko co się tylko dało.