sobota, 26 stycznia 2019

Rozdział IV ~
"Jeżeli marząc nie ulegasz marzeniom"

Bardzo niekomfortowo czuła się idąc z Evely na dworzec. Chwilowa ulga spowodowana nie spotkaniem ich towarzyszy na zewnątrz domu minęła całkiem szybko i dała się zastąpić nerwowemu oczekiwaniu i zmartwieniu kogo spotkają na peronie. Jej niepewność była jednak pomieszana z podekscytowaniem. Jeszcze kilka lat wcześniej nie uwierzyłaby, że zdoła się na taką odwagę by opuścić swój dom i ruszyć w świat a już na pewno nie w to, że wciąż będzie marzyć o niej. Bywały momenty, w których widziała ją jak przez mgłę, nie będąc pewna jak dokładnie wygląda. Jak bardzo miała odstający nos, jak szeroko miała rozstawione oczy, jak szeroki był jej uśmiech. Patrzyła wtedy na ich zdjęcia, których było bardzo niewiele a część była już zniszczona. Zwykle po ich obejrzeniu denerwowała się i uruchamiała zapiski Igrzysk na wirtualnym przenośniku. Jednak wtedy zdawała sobie sprawę, że mimo iż widzi swoją siostrę to z zachowania była całkowicie inną osobą. W ten sposób po siostrze dziewczyn pozostał mnogi ślad- jeden nieuchwycony wyraźnie na zdjęciu ale budzący wspólne wspomienia oraz reportaże z Głodowych Igrzysk, przedstawiający wykreowaną przez nią postać i charakter. I oba te obrazy były prawdziwe.
W czasie refleksji Liv nad podróżą i jej uczestnikami Evely prowadziła jeden z wielu monologów ze sobą, nie przestając cieszyć się wyjazdem, końcem szkoły, spędzeniem więcej wolnego czasu razem no i przygotowaniem innego przemówienia dla Anity, gdy ją już znajdą.

Budynek dworca został kilka lat wcześniej odrestaurowany i zmodernizowany dzięki czemu otworzono nowe linie kolejowe i zakupiono nowe składy. Był to wciąż najpopularniejszy środek lokomocji między miastami i dystryktami, chociaż coraz więcej osób zaczynało uczyć się korzystać z samochodów osobowych.

Gdy przyszły na miejsce pociąg już stał na dworcu. Na zewnątrz stało kilka osób żegnającymi się z bliskimi. Liv rozpoznała kilka osób z widzenia w bibliotece i na mieście. Kilkoro z nich zauważyło ją i pomachało w jej kierunku. Wśród nich byli i państwo Sam.
-Dzień dobry!- Evely podbiegła do nich. Liv podeszła do nich znacznie wolniej, obawiając się niemiłych przytyków także z ich strony. Takowych jednak nie było.
-Liv, witaj.- przywitała ją przybrana matka rodzeństwa matka, Laberta Sam. Liv odbąknęła cicho przywitanie.
-Martwisz się podróżą?- zaśmiał się jej mąż, Olivier. Wziął ją na bok i cicho spytał czy nie potrzebują środków na drogę. Tego było za dużo, choć było niewiele. Miłe zachowanie i spojrzenia a teraz ich troska w zamian za to jak potraktowała ich syna. Zawsze ma być źle. Odmówiła grzecznie pomocy i obiecała na bieżąco informować ich o postępach. Evely oddała im klucze od domu i po osobliwym pożegnaniu w trakcie którego siostra Liv wyprzytulała ich jak małe dziecko a sama Liv ograniczyła się do ściśnięcia ręki, obie wsiadły do wagonu. Z tego wszystkiego Liv nawet nie spojrzała kto był w wagonie, ale nie było to wcale zagadką, skoro na peronie stali tylko ICH rodzice.

-Evely, wszyscy?- zagadała siostrą w korytarzu między przedziałami.
-Och, tak...- Evely zamyśliła się.- To miała być niespodzianka... nie wyszła, co?
Liv westchnęła stawiając torbę podróżną na ziemi.
-I tak nie muszę udawać zdziwienia, nie martw się.- pocieszyła ją po czym wróciły do szukania przedziałów.

-Evely!- ucieszyła się Pattern na jej widok, gdy pojawiły się w przedziale. Pattern była rok młodsza od Evely i nieznacznie od niej niższa. Jej włosy były ciemnobrązowe i kręcone. Zwykle spinała w dwie kitki, tak jak i tego dnia. Miała pyzatą buzię i pojedyncze piegi na policzkach. Jej oczy były koloru włosów i także ciemne jak grube brwi. Budową ciała przypomniała nieco Evely, choć jej nogi były trochę szczuplejsze. Mimo to upierały się, że noszą ten sam rozmiar i pożyczały sobie wzajemnie ubrania.
Najmłodsza Sotoke przytuliła czule i ją.
-Hej Sam- pomachała mu- Hej Lear...- rzuciła mu wstydliwe spojrzenie, po czym dosiadła się do Pattern przy oknie a Liv zajęła się ich bagażami. Brunetka od dawna miała wrażenie, że dziewczyna zachowuje się inaczej przy Learze, co dziwiło ją skoro się tak długo znają. Mimo to uważała to za niezwykle urocze, szczególnie gdy próbowała czasem zagadać o to siostrę na co ta reagowała bardzo wymownie, rumieniąc się i urywając nieudolnie temat.

Przez ponowne rozmyślania o tym nie przywitała się od razu ze wszystkimi co tylko pogłębiło gęstą atmosferę w przedziale. Lear i Sam siedzieli obok siebie, więc Liv usiadła trochę dalej od swojej siostry, siedząc przed nim obojgiem. Jedno miejsce było puste.

Sam nie zwrócił na nią uwagi, a przynajmniej tak się jej zdawało, wyglądając na rodziców z okna. Z kolei Lear wciąż patrzył na nią z żalem, choć tym razem wyczuła w tym spojrzeniu wrogość. Patrzyła na nich urywkami, co rusz odwracając wzrok. Czoło już ją bolało od marszczenia brwi ale była zbyt spięta by to zmienić i odezwać się. Pattern i Evely do reszty pochłonęły się swoimi neo-phonami i nijak wyglądało aby miały ją wyratować z tej krępującej dla niej sytuacji.

Lecz mimo ciszy i wyraźnej urazy byli tutaj i to obydwoje. Pomimo pracy obydwóch i obowiązków postanowili im pomóc. Więc mimo wszystko nie chcieli ją ignorować do końca życia. A może dołączyli tylko dla Pattern? Liv miała mętlik w głowie z którego wyrwał ją dopiero wyjazd pociągu kilkanaście minut później.

-O nie gadaj, serio tak napisała?!- Evely pisnęła głośniej oglądając na wspólnych słuchawkach coś z Pattern. Liv omało nie dostała zawału. Spojrzała zdenerwowana na siostrę, która nie zwróciła na nią uwagi. Zdjęła buty i usiadła po turecku, wciskając się w oparcie. Nie wyjechali nawet z Pavalon a już spanikowała.

Nagle usłyszała cichy chichot. Spojrzała na Leara, który zdążył założyć sobie słuchawki i wyjąć książkę. Widocznie postanowił zostawić ją w spokoju a przynajmniej na jakiś czas. Książka była wyjątkowo gruba co zaciekawiło ją, jednak śmiech, choć cichy, nie ustawał. Zamarła rozumiejąc, że należał on do Paula. Bardzo powoli obróciła się w jego kierunku. Podpierał się o parapet przy oknie, mając schowaną twarz w zagięciu łokci. Patrzył na nią przymrużonymi oczami sugerującymi uśmiech schowany pod za przedramieniem. Dziewczyna mimowolnie także się uśmiechnęła, patrząc na niego dziękczynnym wzrokiem. Widocznie nie tylko na przeprosiny nie było ją stać.

A ponieważ każdy miał swoje zajęcia, nie próbując nawet spytać jej o dokładniejsze plany, postanowiła zdrzemnąć się i zapomnieć o tym jak bardzo nietypowa stała się ich kampania i zacząć śnić co sama powie najpierw pierworodnej gdy się spotkają.

czwartek, 24 stycznia 2019

Rozdział III ~
"Jeśli potrafisz przegrać i zacząć wszystko od początku i bez słowa"

kilka tygodni wcześniej

Avery i Pharadai poznali się w szpitalu, gdy Pharadai kończył swoje praktyki u doktora Theona w szpitalu Ophelii Vilent w Kapitolu. Młoda kobieta przyszła tam z wysypką na lewym przedramieniu, która okazała się być reakcją alergiczną na sierść. Zmartwiło ją ponieważ od kilku lat praktykowała jako samodzielny weterynarz i do tej pory nie miała żadnych objawów uczulenia. A ponieważ uparła się powtórzyć badania doktor Theon postanowił zamiast tego skonsultować jej wyniki z kimś jeszcze. Avery została z praktykantem narzekając pod nosem, jakie to niemożliwe i jacy pracują tam niekompetentni lekarze. Stojący wtedy przy oknie Pharadai zaśmiał się z tego za co Avery się obraziła, wdając się tym samym w najbardziej niezwykłą rozmowę ostatnimi tygodnia. Gdy wrócił doktor Theon nic się nie odezwał wyraźne podenerwowany tym zamieszaniem, i przepisał jej tylko odpowiednie leki. Ku zdziwieniu (i zmartwieniu) kobiety były one jednorazowe, dożywotnie uwalniając ją od wysypki. Zresztą było to niekomfortowe nie tylko dla niej. Dlatego gdy piąty raz spytała się, czy na pewno już nie będzie mieć problemów, Pharadai zgłosił się do odpro-wyprowadzenia jej z gabinetu. Ucięli sobie wtedy kolejną pogawędkę ale to dopiero wieczorem, przeglądając wirtualne karty pacjentów (musiał przekupić tą i tamtą pielęgniarkę ciastkami państwa Vislarów) zdobył jej numer i zadzwonił do niej umawiając się na spontaniczne nieoficjalne spotkanie.

Avery bardzo go polubiła i spędzała z nim dużo czasu. Często odwiedzał ją w klinice a kilka razy zdarzało się, że pomagał przy zostających na noc małych pacjentach. Zostawał z nią wtedy w dyżurce i razem urządzali seanse nudnych komedii romantycznych, choć w większości kończyły się one snem jej lub jego, więc w niekrótkim czasie zaczęli, pedantycznie, oglądać filmy dokumentalne, głównie medyczno-biologiczne.

Nie od razu powiedział jej kim był wcześniej a ona nie od razu przyznała, że kojarzyła go z Igrzysk. Pokochała go za jego prostotę ale i inteligencję oraz sceptyczność, dzięki której zawsze podejmował przemyślane decyzje. Był bardzo podobny w tym do niej dlatego ich związek opierał się na bardzo dużej cierpliwości z ich obu stron a także skromności, bowiem obydwoje pochodzili z ubogich rodzin. I chociaż Avery nie była ciemna jak on, włosy nosiła naturalnie jasno brązowe a na twarzy nie nosiła prawie w ogóle makijażu, pokochał ją, tak bardzo inną zarówno od niego jak i od niej. To dzięki Avery pierwszy raz zapomniał o Liv i potrafił wyobrazić sobie swoją przyszłość z kimś innym niż nią.

Phoebetakże polubiła się z Avery, którą, ku zdziwieniu Pharadaia, znała wcześniej z widzenia. Gdy Pharadai oświadczył się jej po trzech latach Avery bez wahania spytała Phoebe o bycie jedną z jej druhn, a Phoebe nie posiadała się z radości jeszcze przez wiele tygodni po fakcie. Oświadczył jej się skromnie jak się poznali, choć nie raz o tym rozmawiali i przekonywał jej, że mogą to zrobić jak tylko będzie chciała. Jednak nie zależało jej na niczym szykownym ani wykwintnym. Była szczęśliwa z tego co ma a gdy uklęknął przed nią w salonie w ich wspólnym mieszkaniu omal nie zemdlała. Nadomiar tego pisnęła głośno z radości na dźwięk czego zbiegł się jej wielki pies, Barnie. Wskoczył na Pharadaia przyjmując skromnie jego oświadczyny a Avery poczuła się strasznie zazdrosna. Jeszcze przez długi czas wspominała ze wzruszeniem jego oświadczyny.

Zaplanowali ślub rok później, a zleciał on bardzo szybko, choć głównie na obowiązkach zawodowych niż na planowaniu go. Na ich szczęście Phoebe i rodzice Avery zobowiązali się zrobić to za nich, rozumiejąc ich sytuację. Pharadai stał się pełnoprawnym neurologiem, asystując wielokrotnie w operacjach i przeszczepach a Avery powiększyła klinikę zatrudniając nowych pracowników. Ich kariery nabierały tempa choć im samym pasował stan, który mieli do tej pory.

Dlatego gdy tamtego dnia otworzyła drzwi niższej od siebie pyzatej brunetce nie spodziewała się jak wiele wniesie do ich życia. Zmieszana przedstawiła się jako przyjaciółka Pharadaia a Avery z trudem rozpoznała w niej córkę prezydenta. Zaskoczona tą wizytą wpuściła ją do środka. Były stylista także był zdumiony tą niespodziewaną wizytą, zwłaszcza że bardzo rzadko wspominał o niej narzeczonej a tym bardziej dzwonił. Avery zauważyła jego zmiany w zachowaniu, przez chwilę nawet miała wrażenie że był zawstydzony wobec Liv, a przecież był od niej dużo starszy. Poza tym nie utrzymywali ze sobą kontaktów. Wytłumaczyła to sobie traumą Igrzysk, które przecież dla nich i na nich obydwojgu musiały pozostawić blizny, a które pewnie ujawniały się dopiero w swojej obecności. Być może właśnie dlatego nie rozmawiali ze sobą tak często, prawie w ogóle się nie widując. Prawie, ponieważ odwiedził je kilka razy przez te trzy lata, głównie gdy miał dłuższe dni wolnego a Avery w tym czasie pracowała. Rozumiała tę więź i ufała mu. Zresztą i tak zdążyła poznać część jego znajomych, jak na przykład Faithesa Archaniusa i Baduina Millo, którzy byli bardzo poczciwymi ludźmi.


Dlatego postanowiła wyjść na spacer z Barnie, pozostawiając go z jego byłą trybutką. Uśmiechnęła się do narzeczonego i pocałowała go w policzek dodając mu otuchy, po czym wyszła, żegnając się miło z Liv. Po jej wyjściu milczeli kilka minut.
-Jest bardzo mądra.- rzuciła cicho Liv. Siedziała na składanym łóżku z podkulonymi nogami i rozglądała się po ich mieszkaniu. Gdy zauważyła pozostałości psa, zaczęła natrętnie oglądać swoje spodnie w poszukiwaniu sierści.
-Nie wiedziałem, że jesteś taka pedantyczna.- oparł rękę o oparcie skromnego fotelu niedaleko łóżka.- Masz szczęście, że mam dziś wolne, Liv. Mogłaś wcześniej uprzedzić, że przyjedziesz...
-Wiem, prze... przepraszam.- spojrzała powoli na niego.- Wyglądasz beznadziejnie w tej kitce, wiesz.- uśmiechnęła się lekko.
Zaśmiał się nieśmiało.
-Nie mogę nosić rozpuszczonych włosów do pracy.
-Nawet nie wiedziałam, że je zapuściłeś.
-A ja że skróciłaś swoje.

Westchnęła, odwracając wzrok.
-Długo jesteś z Ava....
-Avery. Czwarty rok. Poznaliśmy się na moich praktykach, jest wspaniałą osobą...- urwał nie wiedząc czemu, jakby oczekiwał, że Liv mu przerwie. Nie zrobiła jednak tego a on nie wiedział sam czy zabolało go to.- Wspaniałą...- powtórzył pod nosem.
-Jestem tego pewna, Phar.- usłyszał nagle. Liv uśmiechała się do niego łagodnie. - A ty jesteś już lekarzem, prawda?- spytała nieudolnie zawstydzając się jak niewiele wie o jego zainteresowaniach. Widocznie zauroczenie nie obejmowała interesowanie się nim.
-Neurologiem, tak Liv. Choć mam także specjalizację w schorzeniach psychicznych.
-Och, czyli jesteś psychologiem...
Pokręcił przesadnie głową.
-To coś zupełnie innego, Liv...- zawstydził się jej brakiem wiedzy. Jednak wtedy zaskoczyła go.
-Och, wiem. Żartowałam.- a powiedziała to bardzo cicho i neutralnie, tak bardzo nietypowo jak na żart, że zaniepokoił się jej tonem. Z tego co mu było wiadomo miało z nią być już lepiej. A może po prostu dorosła? Cokolwiek w niej było. Szybko jednak zaprzestał refleksjom nad tym, czując się niezwykle podle. Poza tym sama Liv dała mu inny temat do rozmyślań:

-Przyjechałam spytać się ciebie czy chciałbyś pomóc mi szukać Anity za granicą. - patrzyła na niego z powagą i spokojem.

Rozwarł lekko zdziwiony buzię. A więc taki miał być cel jej wizyty? W końcu były gotowe na to? Pharadai bardzo długo myślał nad odpowiedzią ale i decyzją, ponieważ w pierwszym odruchu chciał jej pomóc. Jej i Evely. Im i Anicie. Jednak miał już swoje życie i swoje problemy, nie mógł ciągle pomagać jej i liczyć, że się jakoś odwdzięczy. Zresztą miał już swoją rodzinę i planował ślub, przestał myśleć o Liv gdy ta nagle zjawiła się u niego i pyta o pomoc. Kochał Avery ale gdy zobaczył jak Liv wchodzi do ich mieszkania jego sympatia odrodziła się na nowo. Dopiero gdy o niej zapomniał mógł zacząć żyć swoim życiem jednak jego życie zawsze kładło mu kłody pod nogi.

Z niewymownym i niewypowiedzianym bólem odmówił, tłumacząc się swoim życiem i obowiązkami. Zrozumiała go i choć zabolało ją to, ona także starała się tego nie okazać. Pożegnali się więc tak, pokojowo i mile skrywając prawdziwy ból dla siebie.

sobota, 19 stycznia 2019

Rozdział II ~
"Jeżeli zdołasz zachować spokój"

Pattern nie od razu przyznała się kto ma ostatecznie z nimi jechać. Ku zmartwieniu Liv, wróciła także późno, usprawiedliwiając to przekonywaniem i nakłanianiem do wyjazdu z nimi.  Zmartwiło to Liv, która naprawdę by wolała by dołączyła do nich tylko Pattern, dlatego wmówiła to sobie i udawała  przez kolejny dzień, że tak właśnie jest.

Następnego dnia, dzień przed wyjazdem, zadzwonił do nich telefon. Evely akurat świeżo po śniadaniu udała się podekscytowana do Pattern, pomagać w pakowaniu (jak powiedziała siostrze) a Livender przeliczała, kolejny raz, pieniądze na wyjazd. Gdy usłyszała dźwięk telefonu wystraszyła się i pomieszała monety ze sobą. Zmieszana i niechętna przysiadła do małego stolika przy ścianie z odbiornikiem. Machnęła ręką od niechcenia uruchamiając rozmowę. Ku jej zdziwieniu nie zobaczyła na przezroczystym ekranie przed sobą ani Faithesa ani Baduina. 
-Pharadai?- wyprostowała się zdziwiona. -Cześć.- zmieszała się i rozejrzała dookoła sprawdzając czy nie ma gdzieś widocznych śladów wyjazdu dziewczyn w tle.
-Liv, właśnie dzwonił do mnie Paul...- Pharadai był podenerwowany. Stał w pokoju nerwowo przeskakując z nogi na nogę. Jego pokój był wyjątkowo schludny.
Na wzmiankę o Paulu Liv poczerwieniała ze wstydu. Czy naprawdę powiedział o odrzuceniu go nawet ich byłemu styliście?
-Pharadai, to nie tak, po prostu zdenerwowałam się...- zaczęła się usprawiedliwiać patrząc mu w oczy. Nie były tak imponujące jak na żywo, jednak wciąż bardzo lubiła się im przyglądać. Stylista zmienił się przez te lata, przybierając gdzieniegdzie na wadze a także zapuszczając krótki zarost. Włosy nosił od jakiegoś czasu dłuższe, zaczesując je do tyłu i upinając je w krótką, luźną kitę z tyłu głowy.
-I dlatego chcesz wyjechać?!- zdziwił się. A więc nie o to mu chodziło.

Zamyśliła się. Skoro Paul mu naskrażył to znaczy, że sam nie chce jechać. Odczuła lekką ulgę.
-Czemu się denerwujesz? Owszem, nie poinformowałam nikogo o tym, bo i kogo mam mieć do informacji?- zdenerwowała się.- Poza tym sam odmówiłeś, gdy byłam u ciebie.- przypomniała mu ich poprzednią rozmowę sprzed miesiąca. -Rozumiem, że jesteś zajęty, to nie szkodzi, damy radę z Evely...
-Liv, przestań, natychmiast.- przerwał jej stanowczo. Patrzyli na siebie przez chwilę. -Nie chcę ci zabraniać niczego.- uśmiechnął się lekko.- Uważam, że powinnyście to zrobić i wybrałaś bardzo dobry moment dla Evely. Symbolika wejścia w dorosłość i szukanie Anity... no wiesz.- wzdrygnął ramionami.- Jednak muszę przyznać, że gdy się ostatnio widzieliśmy nie sądziłem, że tak szybko to zaplanujesz.
Liv chrząknęła.
-Nie martw się, szykuję to od dawna. I jeśli musisz pytać, tak, mam gdzie zacząć.- skrzyżowała ręce na piersi. Nie był zły na nią ani też nie posiadał żadnej urazy wobec niej. I było to bardzo miło w końcu poczuć.

-Chciałbym moc z wami jechać.- wyznał nagle. Liv uniosła zdziwiona brwi. Wcześniej nawet nie było o tym mowy. Był zajęty pracą w szpitalu i planowaniem ślubu. Przeprosił ją za nie i odmówił, ale nie powiedział wtedy, że w ogóle by chciał się pakować w taką wycieczkę. 
-Nie... nie ma sprawy... Naprawdę.- opuściła zmieszana ręce na kolana.- Masz ładny pokój.- rzuciła skrępowana.
Roześmiał się, przeczesując swoje ciemnoniebieskie włosy.
-Chociaż ty doceniasz mój porządek.- ukłonił się teatralnie.-Liv...- zaczął nagle innym tonem.
-Tak?
-Myślisz, że Anita chce być odnaleziona?

Wstała z impetem od stolika. Nie obchodziło ją to. Nie miały od niej żadnych wieści od sześciu lat i miały pełne prawo szukać jej w ten czy inny sposób. A wybrała ten i Evely zgodziła się na taki. Były siostrami, mimo że od dawna łączyła ich już tylko krew. Mimo że Evely znalazła sobie nową.
-Przepraszam, Liv. Nie obrażaj się.- Pharadai speszył się. -Nie miałem nic złego na myśli, po prostu nie chcę by złamała wam obydwóm serce.
Liv spojrzała na jego obraz z góry. Użył ciekawego określenia, bowiem Liv od dawna wiedziała, że go nie posiada.
-Wierzę w nią, Phar. Jeśli jest zagubiona to chcę jej pomóc. Widziałeś jak zachowywała się od początku. Wstyd mi, że wcześniej nic nie zrobiłam. A jeśli będzie gdzieś tam szczęśliwie żyła i nas nie potrzebowała- przyjmiemy to z Evely.- poczuła wzbierające się łzy. Mimo wszystko to bolało i potrafiła to czuć.
-Livender...
-Nie jedziemy do niej z żalem ale z miłością, Pharadai. Jesteśmy jej siostrami i zawsze tak będzie.- uśmiechnęła się i otarła pojedyncze łzy z policzka.- Chcemy tylko informacji, wrócimy przed waszym ślubem, nie martw się.
-To akurat najmniejszy problem, dzięki.- pokręcił głową.- Chcesz bym powiedział o tym Phoebe?
Nie spodobał się jej ten pomysł. Siostra Pharadaia była wyjątkową plotkarką a przed kilku laty zaprzyjaźniła się z Leather Markelt, guru pism plotkarskich w całym Panem. Pokręciła głową, ukrywając lekki uśmiech na myśl o tym jak wszystkie magazyny w Kapitolu rozpisują się o jej wycieczce z Evely. Przez te lata zdążyła nabrać do nich dystansu. -W porządku. Pewnie masz rację o tym co myślisz.- zażartował. Liv zaśmiała się. Nie było to trudne do odgadnięcia.

Tęskniła za nim, zwłaszcza odkąd nie rozmawiała z nikim prócz Evely. W pracy także ucichła, często zapominając nawet przywitać odwiedzających. Miała jednak dzięki temu więcej czasu na planowanie wyjazdu. To właśnie wtedy pojechała do Pharadaia chcąc spytać go o dołączenie do nich. Wtedy też dowiedziała się dopiero, że się zaręczył. Zabolało ją to, zwłaszcza, że kilka dni wcześniej sama odrzuciła oświadczyny Paula. Teraz jednak była to przeszłość i chciałaby by znów było jak dawniej i wyruszył z nią i Evely w podróż.
-Będziecie pierwszy raz jechać podwodną koleją?- przerwał jej rozmyślania.
-Tak, trochę się denerwujemy. 
-Spodoba wam się, to coś niesamowitego...
-Pharadai, mówiłeś, że Sam do ciebie dzwonił.
Nie od razu odpowiedział, poważniejąc na twarzy.
-Często... często dzwonimy... do siebie...- wyznał cicho. Poczuła ukłucie zazdrości, pierwsze od wielu lat, odkąd nie było Anity w pobliżu.
-A więc i O TYM wiesz.- zauważyła.
Milczał, opuszczając wzrok. A więc wiedział.

-Pewnie domyśliłeś się już, czemu tak szybko pojechałam ciebie odwiedzić?- kontynuowała hardym tonem.
-Liv, przestań...
Zagryzła wargi ze zdenerwowania. Z tak niewieloma osobami miała kontakt a mimo to wszyscy o niej plotkowali. Powiedziałaby mu o tym kiedyś. I czemu Paul do niego dzwonił? Co to znaczy często? Przecież nie kazała mu izolować się od ich starych znajomych, czemu wybrał akurat tego, który jej był bliski? Zacisnęła zdenerwowana dłonie. Mimo to spojrzała na niego ze spokojem. Przez te lata nauczyła się, a może i zaprzestała, ponosić się emocjom. Choć niedawno zrobiła dla temu całkiem huczny wyjątek.

Pożegnali się w zgodzie i życzliwości, bowiem Liv od dawna unikała jakiegokolwiek żalu i chowania urazy. Oprócz Paula, który nadal ją kochał i którego kochać nie potrafiła.

piątek, 18 stycznia 2019

Rozdział I
"Jeżeli nie odpłacasz na nienawiść nienawiścią"

Około tydzień zajęły im przygotowania do wyjazdu. Przez ten czas Evely poprzewracała pół domu swoimi rzeczami, szukając tych na "arenę międzynarodową" a Liv głównie chodziła dookoła i sprzątała z powrotem wszystko co rozrzuciła jej młodsza siostra. Był to tak irytujące z jej strony, że ku jej zdziwieniu Evely po części zaczęła sama po sobie sprzątać. Widocznie, żadna z nich nie domyśliła się, że nie był to pedantycznych odruch lecz odreagowanie z nerwów.

Przez ten czas gdy zaczęły się wakacje nie powiedziały nikomu o swoich planach. Nie miały nikogo bliskiego oprócz rodziny państwa Sam a po śmierci babci Momo z nikim nie próbowały nawet nawiązywać bliższych relacji. I choć Evely nigdy nie zarzuciła niczego swojej siostrze ani nie narzekała, było jej z tego powodu bardzo przykro. Ich jedyni znajomi nadal mieszkali w Kapitolu i choć z nimi nastolatka chciała zachować kontakt. Udało się go realizować jedynie częściowo- rzadkimi wzajemnymi odwiedzinami a także sporadycznymi telefonami.

Wieczorem, dwa dni przed planowanym wyjazdem, wszystko było gotowe. Zmęczona Evely grała na interaktywnej książce przeglądając dzieje historii Unii Wyzwolonych Krajów. Nie było to zbyt skuteczne, ponieważ nie założyła dobrze specjalnej rękawicy sterującej do kontroli ekranów a do tego leżała na kanapie machając jakby od niechęci w powietrzu i wyświetlając przypadkowe informacje historyczne. W tym czasie Liv kończyła robić kolację (nie, szkoda gadać, nie umiała nic po latach zrobić x.x RIP żołądek Eve *). Gdy skończyła przyniosła talerz dla Evely i położyła go na stole, niedaleko kanapy.
-Znalazłaś coś ciekawego?- Liv zaśmiała się jej pozycji. Evely zdecydowanie nie przyglądała się z uwagą wszystkiemu co wyświetlała.
-A ja wiem, nie znam tych krajów dobrze.- prychnęła blondynka.- Nawet w szkole ich dobrze nie znali gdy się uczyłam. Brie Thompson to chwaliła się, że była w którymś z siostrą... Funlenborgu chyba...
-Hej, brzmisz staro, a przecież minął dopiero tydzień od twojej graduacji.- zauważyła Liv.
-No, wiem, wiem.- Evely zrobiła kilka gestów i wyłączyła książkę.

-Wiesz, Livciu, myślałam trochę o tej naszej wycieczce...
Liv zesztywniała na jej poważny ton głosu. Chyba jej siostra nie chciała się tak szybko wycofać?
-Evely, czy ty...
-O mój Cavo, nie!- Evely zeskoczyła energicznie z kanapy.- Chyba nie myślisz, że chcę się wypisać?- zrobiła smutną minę. Liv nie poczuła ulgi.- Yh, wiesz...- Evely speszyła się.- Po prostu uważam, że pchanie się we dwójkę w wielki świat jest trochę przereklamowane więc pomyślałam, że mogłybyśmy...- zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu.
-Chcesz zrobić z nas kampanię?- domyśliła się Liv.

-Nie no, kampanie to takie nieładne słowo...- Evely wyprostowała ręce za plecami.- Po prostu tak by było nam łatwiej i bezpieczniej. I wiesz oczywiście o kim mówię.
-Eva...
-No co? Tylko ty masz z nimi problem.- i choć miała rację ugryzła się za to w język. Nie chciała wypominać Liv, że przez nią musi ograniczać kontakty z jednymi ludźmi z którymi się jeszcze kontaktowały i którzy uznawali je za rodzinę.- Przepraszam, Liv. To nie twoja wina, że Phoebe i Pharadai są zajęci i zostali nam tylko oni...

Liv tylko westchnęła i usiadła powoli przy stole. Evely miała rację. Sama myślała o towarzyszu, lecz wszyscy mieli swoje życie i własne spraw na głowę. Panem wciąż przeżywało szok kulturowy a sama Phoebe i Pharadai mieli nowe prace i życie prywatne. Z kolei Baduina i Faithesa nie znała na tyle blisko by prosić ich o coś takiego. Urs i ich ojciec także nie dawali o sobie znać. Dlatego gdy zobaczyła Paula wtedy na patio chciała się go o to spytać, jednak nie zdążyła, zbyt długo bojąc się zrobić cokolwiek. Złożyła ręce i spojrzała ze spokojem na siostrę.
-Pójdę do nich i zapytam się.
Evely uśmiechnęła się radośnie.
-Naprawdę?!
-Jasne, nie ma sprawy.
Evely zabrała się w dobrym humorze do kolacji a Liv ubrała się i wyszła odwiedzić sąsiadów. Był wieczór jednak wciąż było ciepło i w miarę jasno. Wstydziła się wchodzić na ich skromną posesję, jednak przemogła się, nie chcąc zasmucić siostry. Cicho weszła na ganek i zapukała w drzwi, które po chwili otworzył się jej Lear:

-Och, cześć...- Liv zmieszała się. Wolałaby porozmawiać z którymś z państwa Sam.- Um, są może twoi rodzice w domu...- nawet nie udawała, że szuka z nim kontaktu wzrokowego. Lear chrząknął.
-Cześć, Livender.- odparł dość oficjalnie, wyraźnie akceptując jej imię. Widocznie Paul powiedział mu, co się stało między nimi.- Nie ma ich, mają dziś rocznicę i poszli na miasto. Chcesz bym im coś przekazał?
Jego ton był bardzo neutralny, ale także bardzo suchy. Nie do takiego się przyzwyczaiła. Ale zasłużyła sobie na to. Być może gdyby się wcześniej przemogła przeprosiła by jego i przede wszystkim Sama za swoje zachowanie i dalej byliby rodziną. Może nawet nie musiałaby ich pytać czy chcą dołączyć do wyjazdu.
-Chciałam się ich tylko zapytać czy mogliby...- urwała patrząc na niego. Był zły na nią, choć bardzo subtelnie było to widać, jednak zauważyła to i było jej bardzo przykro z tego powodu. widrował ją wzrokiem, jakby wyganiając ją stamtąd, choć ton głosu wcale nie był agresywny. Szepnęła sobie pod nosem, że to dla Evely ma się starać jednak nie minęło kilka chwil gdy pożegnała się i wróciła zdenerwowana do domu. Niby jak ma przeprosić ich za to, że nie kocha Paula? Dlaczego muszą być razem tylko dlatego, że przeszli przez coś wspólnie. Czemu nie mogli się przyjaźnić jak dawniej lub ignorować jak dawniej. Ich relacja była zawsze dynamiczna i zmienna ale nigdy nie miała kończyć się romantyczną relacją. Przynajmniej tak wierzyła.


- - -


-Tak szybko?- zdziwiła się w kuchni Evely, gdy jej siostra wróciła do domu. Skończyła zmywać po posiłku i wyszła ku niej.- No opowiadaj. Ach- zauważyła minę Liv.- Nie zgodzili się? Nawet Pattern?
Liv uśmiechnęła się niechętnie i weszła speszona do salonu.
-Nie było ich rodziców w domu. Mogłam zostawić wiadomość lub spytać się Leara, Sama i Pattern wprost ale...
-No co?
-Evely... Gdy pomyślałam, że mam im znowu zabierać dzieci z domu i nie wiadomo na jak długo...- opuściła głowę.- Byłoby mi z tym bardzo źle prosić o coś takiego, ponieważ nie powinnam. A poza tym, Lear nie był dość... uprzejmy...
-Co, czemu?
-Chyba też ma mi za złe, że zrobiłam Paulowi tamtą scenę z pierścionkiem...
-Och, Liv. Ja mu nic nie powiedziałam.- Evely uniosła dłoń w górę.
-Wiem, Eva, wiem. Paul mu powiedział, czemu by nie. No i ten... speszył mnie tym i głupio mi było pytać.

Evely przytknęła palce do ust wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Przeszła się trochę po pokoju a gdy się w końcu odezwała wystraszyła tym trochę swoją siostrę.
-A ja pójdę i ich przekonam.
-Co? Nie, Evely, nie możesz. To nie byłoby uczciwe znowu ich im zabierać. No i wiesz, mogą się nie zgodzić.
-Liv, czy ty przypadkiem nie masz włączonego modułu dramatyzowania?- to był jeden z jej ulubionych tekstów, gdy Liv martwiła się czymś bardziej niż powinna.- Pattern się na pewno zgodzić, a jeśli tylko, to będzie już nas trzy. A to więcej niż dwa.- zaśmiała się ukontentowana swoim liczeniem, po czym bardzo radosnym ruchem wyszła z domu, nie przebierając nawet kapci. Wzdychając, Liv ruszyła po zmiotkę, gotowa na sprzątanie podłogi, gdy wróci jej siostra. I tym razem było to z odruchu pedantyczności niż z nerwów. Była pewna, że tylko Pattern się zgodzi na wycieczkę.

piątek, 11 stycznia 2019

Prolog ~
"Jeżeli umiesz czekać bez zmęczenia"


Czekanie nie było nigdy jej mocną stroną. Z nerwów obstukała już większość mebli dookoła, stwierdzając nawet że to całkiem zabawne zajęcie. Przyklepała już cztery razy swoje włosy, powchodziła kilkukrotnie do kuchni i salonu sprawdzając czy wszystko było na swoim miejscu. Raz nawet weszła na górę, by sprawdzić czy wszystko już wyprzątała w sypialniach. W końcu zdenerwowana wyszła przed ich mały dom na przedmieściach Pavalon by móc na dworze dać upust nerwom.
Tak często z nimi wychodziła a jednak dzisiaj nie mogła się doczekać jej powrotu. Przecież byli niemal rodziną i traktowali ją jak własną córkę. Jednak nie była nią, mimo że obydwóm  dziewczynom skutecznie ją zastąpiła. A może nawet to one zastąpiły nią  Anitę.

Kilka lat temu Anita opuściła ich dom a także miasto, dystrykt a w końcu i Panem. Nie pożegnała się z nimi, nie sprawiała wrażenia chętnej do odejścia, lecz mimo to zrobiła to, na zawsze raniąc, choć w różnym stopniu, obie młodsze siostry.

- - -

Skutkiem a może i ceną jej odejścia było jednak coś niezwykłego. Zacieśniły się więzi nie tylko wobec pozostałych sióstr ale i ich dobrych już sąsiadów, rodziny przyjaciółki najmłodszej siostry- Evely. Przybrani rodzice Pattern i jej dwóch braci stali się dla nich jak pierworodni a dzieci jak rodzeństwo. Mieszkali jednak w dwóch domach obok siebie i zawsze gdy nadchodził czas rozłąki na dziewczyny czekała atmosfera i uczucie pustki i przygnębienia, które mniej lub bardziej potrafiły identyfikować z najstarszą.

Jednak nie miały czasu się wtedy tym zajmować. Panem przechodziło swoją nową rewolucję a Evely zaczęła naukę w liceum. Liv musiała znaleźć pracę i ułożyć życie ich obu na nowo. Nie było to proste ponieważ nie utrzymywały kontaktów z ojcem a matka nie żyła. Jednak udało jej się na stałe zacumować na przedmieściach miasta, poza obszarem Wioski Zwycięzców, gdzie obie pragnęły już tylko spokoju.

- - -

Wspominały sobie o niej nie raz, choć na początku było to tematem tabu a obawa przeraźliwej ciszy między nimi bardzo długo wisiała nad nimi. W końcu jednak wyzbyły się tego, pozwalając sobie czasem o niej napomknąć. W końcu wciąż była ich siostrą. Mimo to, działo się to niezwykle rzadko i było zawsze sprawą przypadku i zwykłego skojarzenia sytuacji a nie celowej retrospekcji. Większość z nich także rozmówiły tylko w swoim własnym towarzystwie, ponieważ prawie nikt z ich otoczenia nie był chętny do tej niewygodnej rozmowy.

Gdy Evely skończyła 17. na imprezie urodzinowej urządzonej przez państwa Sam, dziewczynka w oczach Liv, bardzo ucieszyła się z prezentu Pattern (świecące w ciemnościach spodnie) ochoczo jej dziękując. Liv bardzo się tego speszyła ponieważ jej prezent nie wzbudził już takiego aplauzu (kupiła jej mini zestaw do przetapiania kwarcu- Liv ukończyła fakultety z geofizyki) a także dlatego, że Evely powiedziała coś jeszcze.
Coś co prześladowało ją przez kolejny rok aż do dzisiaj.
Ponieważ dzisiaj Evely odbierała dyplom ukończenia liceum i z tej okazji (a może i właśnie na nią) Liv miała niespodziankę dla swojej siostry. Prezent niezwykły a na pewno niespodziewany przez kogokolwiek, ponieważ z nikim go niekonsultowała. Dlatego bała się, że nie spodoba się on Evely i dlatego też nie mogła doczekać się jej powrotu z imprezy wieńczącej jej liceum. 

Sama nie poszła na nią z kilku powodów, między innymi musiała iść na pocztę i odebrać prezent. Oprócz tego nie lubiła większych imprez, a zakończenie roku szkolnego dla setki uczniów i wspólna celebracja z ich rodzinami na pewno takową była. A poza tymi i kilkoma innymi wymówkami, Liv miała jeszcze jeden powód - dała dość niezłego kosza Paulowi, który tak długo starał się o jej względy. Nie przeszkadzało jej to, ponieważ nigdy nie dała mu nadziei, nie zgodziła się na nic ani też skomentowała jego zachowania. Jednak nie zaprzeczała mu i przyzwalało na to, co zrodziło w nim głęboko zakorzenioną już nadzieję, której dał któregoś dnia upust oświadczając się jej. Bardzo źle to odebrała, odmówiła, skrzyczała i od tej pory, od kilku tygodni, nie odzywali się do siebie. I nie chciała go spotykać przy okazji graduacji Evely.

Dlatego też zdziwiło ją gdy zobaczyła go na patio sąsiedniego domu, gdzie widocznie także czekał na Pattern, Evely i rodziców. Gdy wzrok ich obojga skrzyżował się bardzo zawstydziła się swojego zachowania. Mimo to nie opuściła wzroku, patrząc na niego żałosnym i małym wzrokiem. Być może chciała go przeprosić, być może współczuła mu obiektu adoracji jakim była. Jednak milczała o on razem z nią. Spoglądał na nią tak bardzo neutralnie, że aż zabolało ją to. Głęboko w sercu miała nadzieję, że jednak pozostaną przyjaciółmi jak dawniej. Czy w takich chwilach żałował porzucenia rówieśników z klasy? Była niemal pewna, że zrobił to dla niej. Nie miał z nimi tak złych stosunków jak ona a jednak po Igrzyskach coś się zmieniło i nigdy więcej nie spotkali się z byłymi znajomymi, mijając ich jedynie rzadko w mieście na ulicy.

Patrzyli tak na siebie kilka minut w czasie których jej odwaga w końcu dała o sobie znać. Podeszła do barierki swojego ganku i już otworzyła buzię by się odezwać gdy z oddali dobiegły do nich wołania Pattern i Evely. Spojrzeli w ich stronę a nieco później Evely opuściła państwa Sam i udała się do domu razem z Liv, starała się nie szukać ponownego kontaktu z Paulem.

- - -

-Moje gratulacje, Evely.- powiedziała Liv gdy jej siostra przebierała się w korytarzu.- Jesteś już pełnoletnia i ukończyłaś liceum. Jestem z ciebie dumna.- uśmiechnęła się pomagając jej w krzątaniu z wierzchnim odzieniem.
-Ale brzmisz poważnie...- zauważyła Evely.- Szkoda, że ciebie nie było, kilku nauczycieli pytało o ciebie. Chyba mieli nadzieję, że ciebie zobaczą...
Liv nie odpowiedziała. Evely poprawiła za uszy swoje jasne blond włos. Zmieszana weszła do salonu a za nią Liv.

-Rozmawiałaś z Paulem nim przyszliśmy?- zaciekawiła się jej siostra.
-Evely...
-No co, zachowujesz się jak dziecko. Poprosił ciebie o rękę a ty go zwyzywałaś i uciekłaś z płaczem jak...
-Evely, proszę.- poprosiła ją Liv. Dziewczyna przerwała, zaskoczona, że starsza siostra się nie zdenerwowała jej paplaniem. - Dziś chcę celebrować twój koniec edukacji w Pavalon. To jaką drogę obierzesz należy do ciebie, wiem, że bardzo lubiłaś zajęcia techniczne więc domyślam się, że chciałabyś dalej edukować się w tym kierunku...

-Eeeee, serio teraz chcesz o tym rozmawiać?- Evely rozciągnęła się i położyła na kanapie.- Nie dasz mi nawet dnia odpoczynku? Nie planowałam sobie dokładnie przyszłości.
Liv zaśmiała się, przechadzając się po pomieszczeniu.
-No dobrze, i to miał być tylko wstęp.
Evely spojrzała na nią zaciekawiona.

-Tak naprawdę cieszą mnie twoje słowa, ja również chciałabym byś zrobiła sobie w końcu przerwę od nauki.
Evely otworzyła zadowolona buzię. Jej siostra coś szykowała dla niej.
-Jak najdłuższą przerwę.
-Och Livciu, nie trzymaj napięcia!- rzuciła podekscytowana w nią poduszką, co speszyło Liv. Bała się, że jej prezent nie spodoba jej się, widocznie przygotowując się na coś niesamowitego.

-No dobrze, niech ci będzie. Z góry przepraszam jeśli to ci się nie spodoba...- podeszła do komody znajdującej się przy ścianie i wyciągnęła z niej kilka papierów.- Chcę to zrobić, Evely. Razem.- powiedziała trzymając w drżących rękach coś co wyglądało na bilety.

Evely nie od razu ją zrozumiała i czekała na dalsze wyjaśnienia. Jednak takowych nie było a Liv zatrzęsła się i patrzyła na nią z niepewną miną. Widziała już takie zachowanie u niej, nie spowodowane byciem biomasą, lecz wspomnieniami i rozmowami. O niej. Evely odłożyła swój telefon i podeszła do niej.
-Chcesz znaleźć Anitę?- spytała niepewnym głosem.
Liv zmarszczyła brwi i skinęła głową. Nie była pewna jak zareaguje jej siostra. Ona najbardziej zżyła się z państwem Sam i ich córką, która zastąpiła jej Anitę. Liv nie wiedziała, czy Evely chciałaby kiedykolwiek odnowić kontakty z najstarszą Sotoke.
-Więc? Co... powiesz?- Liv przerwała niepewne ciszę.

Na początku dziewczyna zesztywniała, rozglądając się niepewnie po pokoju. Spojrzała też przez okno, przez które było widać dom ich sąsiadów, jednak nie zatrzymała się na nim, wzrok przerzucając po wszystkim dookoła. W końcu wzięła kilka wdechów i szeroko uśmiechęła się.
-Jak za cholerę, uparłaś się by przebić tamten prezent Pattern, prawda?