środa, 27 lutego 2019

Rozdział VIII ~
"Kiedy pokornie zaczniesz odbudowę narzędziami, które sam zniszczyłeś"

Branda1/pp5s była pierwszym miastem w jakim postawili stopę na Nowym Kontynencie. Lebrycja okazała się być zamożnym krajem a dworzec, których ich powitał był jeszcze bardziej nowoczesny od poprzedniego. Sklepienie było wysokie prawie jak w kościołach a także łukowato wygięte. Co kilka metrów rozwieszone były ogromne żyrandole a także złote girlandy, sprawiając wrażenie przebywania w pałacu. Po sprawdzeniu dokumentów przy odprawie zaprowadzono ich do miejscowego składu medycznego. Nie rozumiejąc nic z ich mowy dali się tam zaprowadzić, odłożyć bagaże a nawet zaszczepić. Dopiero gdy Evely zobaczyła igłę zbuntowała się. Wtedy pielęgniarka z krótkimi czarnymi włosami i dziwnym tatuażem na twarzy machnęła zawstydzona ręką, jakby coś sobie przypomniała. Zawołała jeszcze dwie inne, chyba naskrzeczała na nie, po czym ułożyła ręce w geście by zaczekali na nią i sama wyszła.

-Chyba nie mamy kłopotów, co?- spytała cicho Pattern gdy byli sami.
-Może myślą, że coś przemycamy. Jak myślisz, Livciu?- mruknęła Evely, gładząc swoje ramię. Czuła ulgę, że zdołała się wymigać od szczepienia.
-Co?- Liv wyrwała się z zamyślenia.- Nie mówiłam wam?- rozejrzała się po wszystkich, którzy patrzyli na nią zaskoczeni.- Takie są procedury... Kilka lat temu mieli kilka epidemii...
-Kilka epidemii?- prychnął sarkastycznie Paul, po raz pierwszy od dawna odzywając się do niej. Właśnie z tego powodu nie wiedziała co mu powiedzieć, on stracił wątek a pozostali tylko milczeli.

Po kilku minutach pielęgniarka wróciła razem z wysoką i szczupłą szatynką w okularach. Była azjatką, miała na sobie sztruksową kurtkę a ręce trzymała ciągle jakiś nowoczesny model telefonu.Wyglądała na zabieganą ponieważ wokół niej unosiły się przezroczyste, płaskie ekrany a ona sama wydawała się prowadzić tysiąc konferencji naraz. Mówiła głównie coś pod nosem ale czasem podnosiła głos a wtedy zdawali sobie sprawę, że jej także nie rozumieją. Dopiero gdy pielęgniarka ją upomniała odwróciła się do nich i uśmiechnęła. Zdjęła z ucha mikrofon a wszystkie małe ekraniki wokół jej twarzy zniknęły w mgnieniu oka.

-Cześć, nazywam się Fu Kiroko. Będę waszym tłumaczem...- przykucnęła przy nich ale niedługo jej zajęło przywitanie ponieważ wtedy włączył się jej dzwonek. Odebrała i naskrzeczała na kogoś, jednak nie rozłączyła się- Dobra, to będzie szybki wstęp.- westchnęła zirytowana. W tym czasie pielęgniarka zaczęła rozpakowywać dziwne urządzenie, przypominające wyglądem niewielkie pluskwy. Wszyscy zauważyli, że miała takich pięć.- Dostaniecie teraz translatory i resztę wyjaśni wam Nana. Pewnie zostaliście wcześniej zaszczepieni, upominamy ich by najpierw jednak wyjaśniono wam co robią ale cóż, jak widać nie słuchają. To standardowe procedury dla wszystkich nowo odwiedzających a szczególnie dla mieszkańców Panem. Hm...- zamyśliła się przeglądając ruchem ręki jakąś rozpiskę w dokumencie. -To już mówiłam...to też... Cóż, w razie wątpliwości możecie się spytać Nany lub w informacji, która jest...- szum czyjegoś głosu przerwał jej. -Yh... muszę już iść. Podobno jakaś rodzinka antyszczepionek się komuś trafiła i nie chcą nawet założyć synlarców. Jesteście młodzi, więc chyba je założycie, co? - mrugnęła do nich, po czym nie czekając na odpowiedź wyszła.
-Że co?- prychnęła Evely gdy wyszła zostawiając je z obcojęzyczną pielęgniarką.

* * *

Synlarci okazały się być urządzeniami lingwistycznymi, które tłumaczyły zarówno słyszane jak i wymawiane przez użytkownika. Oprócz tego przy odpowiedniej aktywacji mogły tłumaczyć każdy czytany tekst, reklamę czy słyszaną muzykę. Nie do końca jednak zrozumieli jak takie opcje odblokować, dlatego Nana wyjaśniła im jak dojść do działu informacji a także poleciła kupić przewodnik dla pierwszych użytkowników synlarci. Gdy wychodzili z sali zauważyli na korytarzu innych turystów, którzy także czekali na swoje translatory i szczepienie. A więc Fu mówiła prawdę.

Po zaopatrzeniu się w o wiele za dużo przewodników (gdy tylko Liv wyjęła pierwszy banknot sprzedawczyni w kiosku omal nie zemdlała i pozwoliła im wziąć tyle ile potrzebują) postanowili poszukać ich hotelu. Wgrali kupioną mapę wszystkich neophonów jakie posiadali, czyli wszystkich oprócz telefonu Liv. Po dość długich próbach odczytania jej znaleźli dobrą drogę. Nie zdążyli jednak wiele zobaczyć ponieważ znużenie w dworcowej przychodni dało im siwe znaki i zrezygnowani skorzystali z komunikacji miejskiej. Wybrali nowoczesne poduszkowce miejskie sunące w nieważkości kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią. Kilka godzin po przyjeździe mogli w końcu się zameldować w pokoju.

* * *

Hotel w którym mieli nocować okazał się być ekstrawaganckim miejscem a gdy usłyszeli, że mają własny apartament dla siebie Liv prawie niezemdlała obawiając się rachunków. Evely to zauważyła i spróbowała podchwytliwie wypytać je recepcjonistki, by nie wyjść na ignorantkę. Ta odparła, że wszystko zostało już opłacone a także dała im fakturę. Ku zdziwieniu wszystkich rachunek w ich walucie nie wyglądał strasznie. Wtedy po raz pierwszy zrozumieli jak ich kraj bardzo rozwinął się dzięki otwarciu granic. Ich waluta była bardzo mocna ale co najważniejsze a wcześniej niezauważone- zniesiono tutaj walutę monetarną. Gdy udali się do sklepu spożywczego ludzie płacili poprzez specjalne karty a transakcje przebiegały niezwykle sprawnie. Niektórzy zamiast kart przykładali nadgarstki. Dlatego gdy płacili banknotami utworzyli chwilowy korek narażając się na obcojęzyczne komentarze, które rozumieli.

* * *

Synlarci niesamowicie ułatwiły im podróż do hotelu, rozumiejąc wszystkie drogowskazy czy oznaczenia na autobusie. Evely nawet udało się uruchomić tłumaczenie piosenki, którą ktoś obok słuchał w autobusie. Dodatkowo odczytywali wszystkie napisy, co przydało im się w szukaniu jakiegoś jedzenia w sklepie czy nawet analizie otrzymanej faktury. Ich wyjazd jak na razie był więcej niż udany.

* * *

Apartament jaki zajmowali miał cztery pokoje z łazienkami, salon i kuchnię. Oprócz tego posiadał całkiem spory balkon ze wspaniałym widokiem panoramy miasta. Wszystkie pokoje były położone na przeciw siebie a między nimi był salon. Ściany były pokryte tkaninami i udekorowane różnymi obrazami. Oprócz niego było tam mnóstwo pięknych mebli, dekorowane dywany czy żyrandol a wszystko to miało ten okropny wydźwięk bycia lepszym od pospólstwa. Liv nie czuła się z tym komfortowo, nawet jeśli było ich na to stać. 

Po rozpakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy udała się do kuchni zająć się zakupami. Evely z Pattern postanowiły zwiedzać hotel z wirtualnym przewodnikiem. Liv nie chciała puszczać je same w obce miejsce dlatego ucieszyła się gdy po chwili do salonu wszedł Lear, który zgodził się iść z nimi. Nie tylko ona ucieszyła się z tego. Evely widocznie zarumieniła się gdy troskliwie i teatralnie wziął je obie za ręce, mówiąc, że będą tak cały czas iść. Liv zaśmiała się. Wtedy Pattern, zajęta do tej pory przewodnikiem wpadła na pomysł:
-Hej Liv, skoro jesteśmy tu bosami może pójdziemy na jakąś ekskluzywną kolację?
Evely ucieszyła się na ten pomysł. Lear wzruszył ramionami puszczając obie. Liv milczała. Nie spodobało jej się to określenie.

-Liv, wiem o czym myślisz.- kontynuowała.- Nie uderzyła nam jeszcze woda sodowa. Przepraszam, że tak to ujęłam.- podeszła do blatu kuchennego. Liv uśmiechnęła się niepewnie. -Pomyślałam, że to byłby fajny pomysł by poznać tutejszą kulturę i... spędzić trochę czasu razem...- nieznacznie odwróciła się do Evely by ta jej pomogła. Blondynka dopiero po chwili rozumie jej plan. To będzie ich pierwsza próba pogodzenia całej trójki, o której wcześniej wspólnie myślały. Improwizując.

-Livciu, nie daj się prosić!- zaczęła radośnie Evely. Jej głos był tak donośny, że bardzo szybko zjawił się tam Paul. Rzucił prawie wszystkim pytające spojrzenie.- E no bo...- zaczęła zawstydzona Evely ale Liv jej przerwała.

-Wychodzimy wieczorem na wspólną kolację, Paul.- powiedziała spokojnym głosem. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni. - Co?

Evely z Pattern patrzyły na siebie zdziwione a po chwili cicho zachichotały. Wiedziały, że w końcu wszyscy się pogodzą a była to tylko kwestia czasu. Lear także odetchnął z ulgą. Uśmiechnął się łagodnie do Liv, ciesząc się z próby kontaktu z nimi i pogodzenia się. Miał już dość tej obopólnej zawiści. Atmosfera była bardzo rodzinna póki milczący do tej pory Paul ogłosił nagle, że on się nigdzie nie wybiera. Wrócił do siebie a po chwili wyszedł przebrany, przeszedł milcząco obok nich i wyszedł, pozostawiając ich samych w apartamencie.


niedziela, 17 lutego 2019

Rozdział VII ~
"Jeżeli potrafisz spożytkować każdą życia minutę"

Gdy Pattern wróciła do Evely była wciąż lekko roztrzęsiona. Rzuciła jej na łóżko karton soku pomarańczowego i usiadła na przeciw niej udając, że nic się nie stało. Evely tylko się uśmiechnęła, dając jej do zrozumienia, że nie musi jej nic mówić na siłę. Siostra Liv była bardzo wyrozumiałą osobą a nauczyła się tego żyjąc razem z Liv, która często milczała gdy miała kłopoty, pogrążając się tylko w natłoku myśli. W takich chwilach Evely żyła z nią w milczeniu dając jej tyle czasu ile potrzebowała. W każdej chwili jednak była zawsze gotowa do rozmowy, dzięki czemu była wyjątkową opoką dla bliskich osób.

* * *

Następnego dnia gdy Liv udała się do salonu nikogo już nie było a na stole zostawiono karteczkę z informacją, że wszyscy udali się do wagonu restauracyjnego na śniadanie. Przyznała, że to nie taki głupi pomysł, skoro i tak wszystko było w cenie biletu, jednak zasmuciło ją to jak bardzo chłopaki postanowili ją unikać. Nie wiedziała jednak, że ktoś jednak został.

Przysiadła na kanapie rozglądając się po pomieszczeniu. Nie byli wyjechali jeszcze poza kontynent dlatego za oknem przemykały tylko rysy podziemnych tuneli. Było to niezwykłe rozwiązanie, które normalnie nie miałoby miejsca przy każdym innym dystrykcie, jednak dystrykt 3. mógł sobie pozwolić na tak oryginalne rozwiązanie w postaci bezpośredniego połączenia z Lebrycją, pierwszym krajem nowej Europy, jednego z członków Unii Wyzwolonych Krajów. A będzie to tylko pierwszy przystanek w ich podróży, choć przedostatni. Informacje jakie zdołała zdobyć dotyczące jej siostry mówiły o kraju leżącym w sąsiedztwie byłej Hiszpanii i Francji. Była dobrze przygotowana na ten wyjazd. Doskonale wiedziała czego i kiedy szukać. Odnajdzie ją.

* * *

Gapienie się w ściany zajęło jej prawie godzinę dlatego dopiero odgłosy stawianych naczyń i szklanek wybudziły ją z tego. Odwróciła się za siebie i zobaczyła krzątającego się Paula przy lodówce. Gdy to zrobiła chłopak to zauważył i znieruchomiał, patrząc jej prosto w oczy. Tym razem odważyła się odezwać.
-Paul...- otworzyła buzię, na chwilę zatrzymując się tak. Zmarszczyła zamyślona brwi. Paul stęknął zmieszany, jednak milczał. Bardzo zależało mu by w końcu coś powiedziała. Wtedy jak na złość wrócili pozostali ze śniadania. Nim Lear zdążył zastanowić się nad sytuacją Pattern i Evely ruszyły w kierunku stołu zapraszając Liv na to, co zdołały przemycić ze śniadania. Gdy jadła opowiedziały jej o reszcie wagonów a także spotkanych w drodze gościach, z których większość wydawała im się być denerwującymi turystami. W tym czasie Lear usilnie czegoś szukał w ścianach, wyjaśniając na pytania brata, że szuka telewizora, który podobno każdy przedział posiadał. Kwadrans później cała piątka szukała jakiegoś znośnego programu do oglądania. Kłótnia o pilota nietrwała długo, ale w trakcie niej ktoś zdążył przypadkowo włączyć wiadomości w których pojawił się ich ojciec. Nikt tego nie zauważył, póki Evely nie powiedziała na głos "O, ojciec" a wszyscy patrzyli jak prezydent Panem podpisuje kolejne kontrakty polityczne z innymi krajami. Tym razem była to jakaś konwencja z Alm, powstałym na większości terenów Ameryki Południowej. Gdy tak przyglądali się mapie świata w odbiorniku zauważyli, że współczesna mapa polityczna zdecydowanie była bardziej scentralizowana a liczba państw zdecydowanie zmalała. Nie wiedzieli dlaczego tak było i jakie miało to konsekwencje ale jednym z  twardych postanowień tego wyjazdu była obietnica przywiezienia każdej możliwej pamiątki zza granicy a wśród nich miały być różnorakie książki, w tym te dokumentalne i historyczne, toteż niedługo to miało pozostać tajemnicą.

Evely bąknęła jeszcze, że powinny w sumie powiedzieć mu o tym wyjeździe, w odpowiedzi na co Liv milczała, wstała od kanapy i oparła się o jakieś drzwiczki na ścianie, które wskutek siły nacisku odsunęły się odkrywając niewielką biblioteczkę. Liv mruknęła coś w stylu "O bez jaj" a Lear i Pattern podeszli do niej zaciekawieni nowym odkryciem. Jeszcze do wieczora Pattern z Evely przeglądały znalezione książki w swoim pokoju, co jakiś czas wybuchając spazmatycznym śmiechem.

* * *

Liv poszła spać słysząc jeszcze chichoty sióstr, jednak gdy rano po wybudzeniu także je usłyszała nie wytrzymała i z impetem poszła do nich w piżamie. Otworzyła drzwi nie bacząc by zapukać, gotowa na swoją tyradę. Nim jednak zdążyła cokolwiek zrobić Evely machnęła na nią ręką by weszła do środka. Siedziała razem z Pattern na łóżku a wokół nich leżały porozkładane książki.
-Livciu, choć posłuchaj tego!- zachichotała jej młodsza siostra.
-Co? Niby czemu... Evely hałasujecie całą noc...- niezrozumiała podchodząc do nich.
-Słuchaj, nie gadaj, to będzie dobre!- mrugnęła do niej siostra.

-Ehem, eh.- zaczęła Pattern, stojąc ze śmieszną pozą na łóżku.-
Na czyraki i robaki,
chust tysiące i opasek.
Jak krosty i nieprosty
nos Twój i tuziny masek.
- tu zrobiła dramatyczną pauzę czekając na reakcje swoich słuchaczek. Evely była wniebowzięta, trzymając przy sobie rozentuzjazmowana ściśnięte dłonie przy klatce piersiowej z kolei Liv miała twarz wykrzywioną w grymasie, co było zamierzonym efektem przez obie siostry. Po obdarzeniu jej szalonym uśmiechem na który Liv tylko nieznacznie pokręciła głową, prosząc by niekontynuowała Pattern jeszcze przez kilka minut czytała osobliwy utwór opisujący coraz bardziej szczegółowo karykaturalny opis jakiejś postaci, kończąc to bardzo niezwykłą puentą- 
Tobie nic już nie pomoże,
moja luba, żal się Boże.

Evely z trudem powstrzymała śmiech, trzymając dłonie na ustach. Pattern usiadła i ze spokojem wpatrywała się w Liv, która milczała. Ta cisza trwała kilka chwil.
-Już?!- jakby z opóźnioną reakcją odezwała się zirytowana zakończeniem Liv.- Co to niby miało być?!
-No własnie!- zaśmiały się obie dziewczyny.- "Rabrabra Ylnois- utwory zebrane"- przeczytała Evely z okładki.
-Czytamy to od wczoraj. Są lepsze słuchaj...
-O nie....

I tak do południa czytały i śmiały się, przekonując do tego i Liv, która zmiękczyła się po wysłuchaniu trenu kierowanemu ku zniszczonemu jedwabnemu pokrowcowi od poduszki, ornamentowanego idealnie złotą nicią, haftowanego motywami roślinnymi, przypominającymi autorowi mityczne arrasy i coś tam coś dalej. Obgadując płytkość większości tomów poezji ze znalezionej biblioteczki nie omieszkały nie wspomnąć zachowania Kapitolki z dystryktu 3. a także innych sponsorów, których kiedyś spotkała Liv. Udało im się nawet obrzucić żartami Ranniel Thompson, która z tego co słyszały, ostatnio miała problem ze zbyt wieloma wizami zagranicznymi i nie wiedziała gdzie udać się na wakacje. 

* * *

Żarty trzymały się ich jeszcze długo, dlatego gdy przyszły w porze obiadowej do salonu Paul i Lear patrzyli na wszystkie trzy ciekawskim wzrokiem. Jednak milczały, zapewniając, że to tylko "babskie sprawy, których i tak by nie zrozumieli". Po części miały pewnie rację, chłopcy niewiele zapewne mieli do czynienia z poezją, jednak pewności żadna z nich nie miała. Musiały jednak przyznać przed sobą, że miło było mieć jakieś tajemnice przed nimi.

* * *

Mniej więcej przy takich zajęciach minęła im kilkudniowa podróż. Liv trzymała się sama lub z dziewczynami a każdy udawał, że nic się nie dzieje. Czasem oglądała telewizję w salonie ale z powodu paktu milczenia braci ciężko było dogadać się w trójkę co chcą oglądać. Momentami nawet przyzwyczaiła się do tego, samej zaczynając po prostu ich ignorować. Czuła się w ich obecności jak przy awoksach, których mimo obecności w pomieszczeniach zawsze pomijała. Czasem zdarzało im się na siebie wpadać w efekcie czego cała trójka wytworzyła niemy mechanizm unikania siebie nawzajem bez jakiegokolwiek słowa. I choć nie zwracały im na to uwagi, między sobą Evely i Pattern często to obgadywały, czując się jako jedyne w stanie ich wszystkich pogodzić. Niestety przejazd wodną koleją był zdecydowanie za krótki by wymyślić dobry plan na to.

Drugiego dnia wyjazdu,  prawie przegapili główną atrakcję, czyli przejazd przez najpiękniejsze rafy oceanu a także osobliwe migoczące podwodne bilbordy reklamowe. Jeszcze kilka razy zapraszano wszystkich do oszklonego wagonu ale nic nie równało się pierwszej, najpiękniejszej scenerii, o której wszyscy z wagonu Liv niemal zapomnieli. Na ich szczęście pozwolono wszystkim korzystać z urządzeń elektrycznych dlatego imponujący widok przepływającej ławicy nowofunlandzkiej a także innych morskich zwierząt przysłoniły Liv bardzo szybko Evely z Pattern nagrywające cały widok na swoje neo-phony.

Gdy tak nagrywały wszystko lub robiły zdjęcia odsunęła się od nich automatycznie chwytając za swój, dużo skromniejszy model klasycznego telefonu. Zobaczyła na nim kilka nowych wiadomości, w tym od Pharadaia. Jeszcze bardziej odsunęła się w tył zebranego tłumu turystów i obejrzała na słuchawkach nagranie od byłego stylisty.
Lear za namową Pattern zapozował do kilku zdjęć z Evely, na co dziewczyna strasznie się speszył a nawet zarumieniła. Paul zaśmiał się na ten widok i rozejrzał się dookoła szukając Liv. Nie wiedział do końca czemu, ale gdy nie znalazł jej w tłumie powiedział do reszty, że idzie jej poszukać, po czym zaczął przepychać się przez tłumy głównie rodziców z dziećmi.
Jeszcze w trakcie takiej drogi zdążył zatrzymać się. Złapał się z zamyśleniem za czoło. Nim jednak wymyślił jakiś powód swojego zachowania spostrzegł Liv na samym końcu składu. Siedziała skulona przy szklanej ścianie a twarz schowała w dłoniach. Płakała.

Gdy zauważyła Paula udała, że nic się nie stało a on udał, że nic nie widział. Widział, że schowała szybko swój telefon do kieszeni, jednak wcale nie zamierzał jej pytać co się dzieje. Stał krótką chwilę w miejscu patrząc to na nią to na podłogę aż w końcu zdecydował się usiąść obok niej. I siedzieli tak milcząc, a dookoła wszyscy ekscytowali się widokami, hałasując i piszcząc z wrażenia. W pewnym momencie Liv odwróciła się ku ścianie i otarła oczy rękawem. Nie zdążyła otrzeć łez przed jego pojawieniem. Paul udał, że i tego nie widzi, jednak gdy opuściła rękę na swoje kolano na jedną chwilę ujął ją, jakby w geście pocieszenia. Gdy spróbowała ją zabrać, ścisnął ją trochę mocniej gładząc ją przy okazji kciukiem. Pocieszał ją, choć nawet nie wiedział co się stało. Choć nawet nie spytał jej. Nie trwało to jednak długo. Nim zdążyła to jakoś skomentować zabrał dłoń i siedzieli tak razem póki Pattern z Evely odpuściły już nagrywanie i pozwoliły odprowadzić się na obiad Learowi.

środa, 13 lutego 2019

Rozdział VI ~
"Jeśli zaakceptujesz ruinę życia, którego upadek oglądałeś"

Turystyczny skład okazał się być pamiątką dawnych pociągów Panem. Liv nawet nie zauważyła gdy w Sieci przepłaciła sporo pieniędzy na ich wagon, który posiadał trzy sypialnie, łazienkę a także niewielki salon. Gdy początkowo do niego weszli, zebrało jej się wiele złych wspomnień. Nie zauważyła nawet, że Evely i Pattern z podziwem oglądały pomieszczenie i z wielką ekscytacją zaglądały w każdą szufladę i szafki. Nie usłyszała nawet ich okrzyków radości, gdy okazało się, że mają niewielką lodówkę z prowiantem na podróż. Zamiast tego stała w miejscu z bólem wspominając długie docinki Sama, gdy 8 lat temu zostali trybutami, a także i rok następny w którym to jej siostra i brat Paula jechali na Igrzyska. Dopiero popchnięcie przez Leara w przejściu wybudziło ją z traumy.
-Przesuń się.- powiedział cicho, przepychając się.
Wyciągnęła ręka by powiedzieć mu, jak ma dość zachowania. Jednak milczała. Zacisnęła zła pięść. Nigdy nie będzie umiała się bronić. Od tego zawsze była Anita.

Gdy po raz trzeci sprawdziła ich przedział poddała się, karcąc się za pospieszoną rozrzutność. Zaoszczędziła na ten wyjazd trochę pieniądzy jednak nie sądziła, że najwięcej zapłaci na sam przejazd. Dlatego gdy wszyscy podziwiali ich nowe ruchome lokum i ekscytowali się programem podróży (obejmującym kilka restauracji i specjalny wagon z całkowitymi oszklonymi ścianami) Liv usiadła przy stoliku i zaczęła liczyć pieniądze.

-Liv!- wystraszyła ją nagle Pattern kładąca ręce na stół.
-Och, Pats, cześć...- westchnęła brunetka z bólem patrząc na górkę pieniędzy.
-Coś nie tak...?- zmartwiła się Pattern. Liv tylko westchnęła, machając nieudolnie ręką. Przeliczy je ponownie.- No dobrze. - zaśmiała się siostra Paula. Od początku wyjazdu była w doskonałym humorze, razem z Evely. Cieszyło to niezmiernie Liv, nawet jeśli musiała znosić ignorowanie własnej osoby przez jej braci. - Chciałam spytać tylko czy możesz spać sama? W każdym pokoju są dwa łóżka a ja chciałam z Evely być...
Liv spojrzała na nią z przekorą:
-Myślisz, że mogę jej zabronić czegoś takiego?- zdziwiła się. Pattern roześmiała się. Była mentorka dodała, że starczy jej Evely z domu, więc Pattern śmiało może zająć z nią jeden pokój. Dziewczyna bardzo się ucieszyła i od razu pobiegła do Evely a potem zniknęły w korytarzu, szukając swojego pokoju. Miała bardzo dobre stosunki z Pattern, ale zacieśniły się one dopiero do Czwartym Ćwierćwieczu, gdy odeszła Anita. Czasem miała wyrzuty, że zastąpiły Anitę Pattern, i tylko wykorzystują Pattern by zastąpić pustkę po pierworodnej.

Gdy odprowadziła je wzrokiem zauważyła, że została po raz pierwszy sam na sam z braćmi. Paul zajadał jakieś przekąski z lodówki a Lear przeglądał program wycieczki pod oknem. Liv przeliczyła w końcu pieniądze, po czym schowała je i chrząknęła jednoznacznie w stronę chłopców. Zignorowali ją, choć nie zdziwiło jej to. Nawet tak bardzo nie bolało, ponieważ zaczęła się już przyzwyczajać do tego dziwnego kłucia w sercu. Ponadto wciąż pocieszała ją myśl, że nie zostali zmuszeni do tego wyjazdu i że Pattern nie mogła być ich jedyną wymówką.

Obserwowała ich jeszcze krótką chwilę a następnie zabrała swoją torbę i udała się w poszukiwaniu swojego pokoju. Gdy tylko zniknęła z salonu Sam zamknął lodówkę i dosiadł się do brata. Obrócił się jeszcze kilka razy upewniając się, że dalej są sami w pomieszczeniu. Lear się wyraźnie spiął, domyślając się, że jego starszy brat znowu chce obgadywać pomysłodawczynię tej wycieczki, co coraz mnie mu się podobało. Owszem, dalej był na nią zły ale po tych kilku tygodniach zaczął się zastanawiać za co dokładnie postanowił ją szykanować z bratem. Durzył się w niej kilka lat, głównie dzięki opowieściom Anity o niej, bowiem często się spotykali w pracy i rozmawiali o swoich rodzinach. Zdarzało się, że i sama Liv odwiedzała ją w pracy a Lear podpatrywał jak czule się witały i żegnały za każdym razem, zazdroszcząc im takich stosunków i nastawienia. Ponadto wiele lat był powiernikiem wszystkich sekretów i myśli Anity, które znało jeszcze niewiele osób z jej pracy. Często opowiadała mu jak zazdrości pogody ducha Liv, która, nieświadoma zła obecnego w ludziach, zawierzała w nich swoje nadzieje i wiarę, czerpiąc siłę do życia z ich radości, podczas gdy ona sama musiała podejmować najpodlejsze decyzje z doktorem Theonem i innymi lekarzami. Przy tych rozmowach Lear rzadko się odzywał, stając się jednak wiernym słuchaczem, co odpowiadało jej. Ożywiał się jedynie przy wzmiankach o siostrze Sama, którą uznał przede wszystkim za niezwykły kontrast wobec swojej starszej siostry a także i jego. 

A oprócz tego charakter Liv przypominał mu osobowość jego brata- Paula, nierozgarniętego i ambitnego młodziaka, pogrywającego ze wszystkim i każdym przy byle jakiej okazji. Rwącego się do pomocy ale i zabawy, choć w najważniejszej chwili stchórzył i to właśnie Lear, młodszy o prawie dwa lata, uchronił ich i Pattern przed okrutnym losem. Być może to właśnie przez to wzrosło jego mniemanie o sobie. Dlatego, poprzez zawsze widoczną zazdrość Paula, uważał siebie za niejako bohatera. I właśnie dlatego zabolało go to, gdy dowiedział się w końcu, że także i jego brat czuł coś do Liv. Paul, który był zbyt słaby by obronić ich  przed rodzicami. Brat, który jeszcze długo umartwiał się nad sobą i żałował swojego tchórzostwa. Ten, który potem sam ją tępił przez sześć lat, po tym gdy przyczyniła się do śmierci ich rodziców w szpitalu. Po którym nigdy więcej nie było widać, że czuje wobec niej chociażby krztynę sympatii, który dręczył ją od początku Igrzysk. I który jej wyznał w końcu miłość na arenie, a kilka tygodni temu oświadczył się jej.

I chociaż minęło już siedem lat odkąd zaatakowała go będąc u kresu swojej wersji, wciąż żałował że przerwano im tamtą "rozmowę". Nadal wierzył, że byłby w stanie wszystko jej wytłumaczyć a kolejny reset wcale nie był tak potrzebny. A zwłaszcza usuwanie większości wspomnień z wakacji (co do tego miał dziwne przeczucie, że było to dokonane wskutek interwencji Paula). Z jego rozmyślań wyrwało go szybko zaskakujące pytanie brata:
-Czy to źle, że nadal ją kocham?

Lear spojrzał na niego ze spiętym czołem. Źle jest kochać tą samą osobę, jednak przez te kilka lat zdążył o niej zapomnieć, traktując Liv jako swoje pierwsze zauroczenie. Oprócz tego była widocznie bardziej zżyta z jego bratem co akceptował, widząc jak mimo wszystko, pasują do siebie obydwoje. Dlatego jego złość na nią po odrzuceniu oświadczyn Paula, była naturalna, bowiem było to także i dla niego wielkim zaskoczeniem, że nie chce się z nim związać.
-A więc jednak...- westchnął Paul, przygnębiając się. Opuścił wzrok na podłogę.
-Nie sądzisz, że trochę przesadzasz?- spytał nagle Lear.
-Co masz na myśli?
-No wiesz... że jesteś do niej po prostu przywiązany a nie zakochany?- zaskoczył go tym. Paul wiedział, że podobała się mu kiedyś, jednak wiedział też, że jego brat nie mówi tego ze złośliwości. Mimo to, poczuł dziwne ukłucie w sercu.

-Dlaczego tak uważasz?- zadał to pytanie bardzo powoli, ponieważ już w trakcie mówienia go zaczął domyślać się odpowiedzi.
-Kochasz ją i kochałeś cały czas, nienawidząc jej przez te lata i dokuczając jej. Nikt o tym nie wiedział. Gdy jednak powiedziałeś jej co czujesz, zaprzestałeś tego. Byłeś dla niej oparciem, wspierałeś ją i chroniłeś na arenie...- tu urwał, czując zazdrość w sercu. Nie dlatego, że był wtedy z Liv, lecz dlatego że stał się dla niej bohaterem. Bohaterem, którego zabrakło gdy ich ojciec zaczął szaleć w domu z siekierą. Którego wystraszyli się tak bardzo, że uciekli wtedy do lasu. -A teraz znowu jesteś na nią zły i ignorujesz ją jak dawniej. Nie wspominając już o tym co ta idiotka z Kapitolu o niej mówiła...

-Nie stchórzyłem dziś.- powiedział sucho Paul, choć sam nie był siebie pewny.
-A ja uważam, że tak. Ale tym razem chodziło o twoją opinię niż zdrowie...
Paul obdarował go wściekłym spojrzeniem. Lear nigdy mu tego nie wypomniał ani nikomu nie opowiedział. Nie było to jednak potrzebne, ponieważ jego brat wystarczająco długo sam się nad sobą pastwił, przelewając w końcu nienawiść na siebie także i na Liv. Dlatego ten niewielki przytyk zdenerwował go nad wyraz. Wstał błyskawicznie od Leara i ruszył do wyjścia.
-Paul, przestań.- zawołał jego brat.- Jesteśmy już dorośli. Przepraszam, że to wypomniałem.

Sam zatrzymał się niepewnie. Stał odwrócony do niego plecami, nie wiedząc co powiedzieć. Wtedy ruszył pociąg. Oparł się o blat kuchenny przy lodówce jedną ręką a drugą zasłonił sobie twarz. Lear tylko podszedł do niego i poklepał go powoli po plecach. Jakkolwiek nie byłoby to moralne czy lojalne, nie mógł wypomnieć swojemu bratu, że prędzej zaryzykuje swoje zdrowie i życie dla dziewczyny, którą raz nienawidzi a raz kocha, niż dla swojego rodzeństwa. Sam w tym czasie łkał pod nosem przeprosiny, najszczersze i najszczodrzejsze jakie kiedykolwiek wylał w stronę rodzeństwa. I właśnie w tamtej chwili zjawiła się tam Pattern, posłana przez Evely z misją załatwienia czegoś do picia, a gdy zobaczyła ich niemal od razu domyśliła się o co chodzi. Nie czekajac na reakcję Leara, podbiegła do Sama i przytuliła go od tyłu najmocniej jak mogła. W końcu przeprosił, nie ważne jak długo mu to zajęło. Trzymał to w sobie wiele lat i nigdy się z tym nie chciał z nikim dzielić, umartwiając się za swoje tchórzostwo za każdą libację i szaleństwa rodziców a także decyzję małej Liv, która zabiła ich, uprzedzając tym jego. Powtórzył jeszcze kilka razy jak strasznie ich kocha i przeprasza a Pattern ujęła jego twarz w dłonie i otarła łzy z policzka. Uśmiechnęła się pogodnie do niego a w jej ślady poszedł i Lear. Lear z blizną w poprzek twarzy i niecałym lewym uchem schowanym za włosami. I Pattern, której dobry humor nigdy nie opuszczał.
-Nie przejmuj się tym już, Paul.- powiedziała dość cicho ale wyraźnie.- Może i czas nie uleczy moich ran czy Leara- spojrzała bratu prosto w oczy, z wielką miłością i wyrozumiałością- ale może uleczyć twoje rany.- wskazała na jego klatkę piersiową- A poza tym, z jedną nogą i tak szybciej mi się biega.- zaśmiała się radośnie, a Paul przytulił ją jeszcze mocniej.

piątek, 1 lutego 2019

Rozdział V ~
"Jeżeli na obelgi nie reagujesz obelgami"

Po kilku godzinach Liv obudziła się akurat na przesiadkę w dystrykcie 3.  Po otwarciu granic stał się on jednym z najbogatszych terytoriów Panem, sprzedając swoje produkty i patenty. Z mnóstwem nowych pieniędzy cały dystrykt został zrewitalizowany. Dlatego dworzec na którym wysiedli wręcz emanował nie przepychem, lecz nowoczesnością. Gdy tylko wysiedli przywitały ich ogromne holoscreeny zawieszone przy suficie budynku, który miał ogromną powierzchnię. Wokół terenu dworca unosiły się lewitujące drogowskazy a po podłodze jeździły tu i tam półmetrowe lub metrowe roboty sprzątające, które bardzo sprawnie usuwały zanieczyszczenia i w mgnieniu oka znikały im z pola widzenia. Pasażerów było znacznie więcej niż na ich dworcu a Liv zauważyła, że część z nich była prodami, ludźmi o których tylko do tej pory słyszała w trakcie pracy w bibliotece lub czytała przypadkowo w gazetach.
-Czy jego ręką właśnie...- usłyszała szept Evely do Pattern.- Na Crowa i Cavo, ona naprawdę się skurczyła!- podniosła lekko zdziwony głos.
-Też bym tak chciała.- zaśmiała się Pattern. Liv było trochę było przykro, że tak rozmawiają za nią podczas gdy ona ich prowadziła po dworcu.
-Ciekawe ilu z nich ma ulepszenia.- dodał Lear. Odwróciła się do niego. Cała czwórka rozglądała się z podziwem po nowym miejscu. Byli nim pochłonięci i niesamowicie zaciekawieniu. A przede wszystkim cieszyli się. W tamtej chwili poczuła się bardzo dobrze, że umożliwiła im namacalne obejrzenie skutków niedawnej rewolucji.

-Pattern, myślałem, że miałaś już wycieczki poza nasz dystrykt- zagadnął Paul do dziewczyn przed nimi, które właśnie nagrywały krótką holoaudycję dokumentującą wygląd dworca i ludzi przemieszczających się po nim.
-O przestań, w życiu nie pojechaliśmy dalej jak do Fronthfukrtu*.- wywróciła teatralnie włosami- Eve, tego też złap!- wskazała jej na starszego mężczyznę ubranego w jasnobrązowy płaszcz, wokół postaci którego unosił się od góry do dołu przezroczysty pasek z napisem w obcym im języku. Jego źrenice były błękitne, jednak gdy spojrzał na chwilę na nich, przybrały odcień purpury. Uśmiechnął się nieznacznie biorąc je widocznie za turystki, po czym ruszył przed siebie a hologramowa obręcz popisowo zmieniła swoje kolory i tempo przesuwania. Evely i Pattern westchnęły z zachwytu. Liv uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Ta cała kampania robiła się coraz bardziej ekscytująca. I wtedy usłyszeli to po raz pierwszy:

-Hej, jesteś Liv Sotoke? Córka prezydenta?- odwróciła się i ujrzała kobietę w średnim wieku w rdzawym żakiecie i wielkim kapeluszu na głowie, na którym poruszał się spokojnie niewielki lis. Na twarzy miała duże okulary a na rękach długie, satynowe rękawiczki. Jednak to jej kapelusz zwrócił ich uwagę a dokładniej znajdujące się na nim zwierzę. Wyglądał jak prawdziwy, jednak nie mógł być, ponieważ całe nakrycie głowy sprawiało wrażenie lekkiego i niewiele obciążonego. Dziewczyna nie odpowiedziała jej tylko otwarcie patrzyła na niego. Pozostali także przystanęli i podziwiali go.

-Ech, wiedziałam, że to będzie zły pomysł.- westchnęła kobieta z lekką chrypką, po czym sięgnęła do swojej kopertówki i wyjęła z nich niezwykle długą cygaretkę z papierosem. Przyłożyła do jej końca jeden z dużych pierścionków na którym pojawił się płomień. Zaciągnęła się dymem, po czym puściła go prosto do góry, która jak tylko znalazł się na wysokości liska otoczył go i zakrył a po chwili zamiast niego pojawił się skromny bukiet chabrów.
-O rany...- westchnęła Pattern z Evely. -Muszę sobie taki kupić!- ekscytowały się.
-A więc? Jesteś Livender Sotoke?- powtórzyła swoje pytanie.
Liv spojrzała na nią powoli. Gdzieś widziała tę twarz ale nie w takim ubiorze. A może rozmiarze. Ten ochrypły głos, który kiedyś na pewno był wyższy...
-Roma.**- powiedziała ze zdziwieniem lustrując kobietę z góry do dołu.- Nie poznałam pani, pani Vislar.

Wyraźnie odetchnęła z zadowoleniem, że w końcu ją rozpoznano. Wiedziała, że bardzo się zmieniła przez te kilka lat, jednak ucieszyło ją jej, choć niewielkie, zdziwienie. Zachowywała się jak prawdziwa dama, dystyngowanie i szlachetnie, afiszując swój ból rozmawiania z nimi.
-Dziękuję Liv, chciałam sprawdzić czy nadal można mnie rozpoznać.- zaciągnęła się ponownie. Evely i Pattern wstrzymały oddech oczekując ponownej transformacji na kapeluszu, jednak nic się nie stało.
-Rozumiem.- zamyśliła się, przypominając sobie ich ostatnie i jedyne spotkanie.- Pewnie chce pani przeprosin...- powiedziała obojętnym tonem głosu.

-Och, zmiłuj się Sotoke.- kobieta pokręciła głową i pstryknęła na robota sprzątającego, upuszczając do niego popiół z cygaretki.- Minęło 6 lat, ty myślisz, że chowam jakąś urazę?- zaśmiała się, lekko rechocząc swoim głosem.- A nawet jeśli, twój wygląd już to zrekompensował.- uśmiechnęła się sarkastycznie.
Liv milczała zaskoczona nagłym atakiem na nią. Opuściła zawstydzona głowę i objęła się rękoma, zakrywając swoją talię. Paul usłyszał uwagę kobiety jednak milczał. Jego brat spojrzał na niego, jednak Sam tylko pokręcił głową by się w to nie mieszali. Nie był na tyle głupi by nie rozpoznać dziedziczki Vislara. Z kolei Evely i Pattern były zbyt zajęte szukaniem w internecie sklepów z takimi cudeńkami jak jej kapelusz.

-Naprawdę dobrze pani wygląda.- odezwała się po chwili Liv. Kobieta zachichotała pod nosem.
-Dobrze, że twoi rodzice tego nie widzą...- dodała na odchodnym i opuściła ich, krocząc dumnie przed siebie. Gdy odchodziła puściła kolejny dym w stronę kwiatów, które ponownie przybrały postać liska, tym razem krążącego powoli wokół ronda kapelusza. 

* * *

Evely i Pattern jeszcze długo ekscytowały się kapeluszem Romy Vislar, omijając w ten sposób wiele innych atrakcji. Sam i Lear szeptali coś między sobą a Liv nie odezwała się już do nikogo więcej w milczeniu szukając miejsca odprawy. Nie spodziewała się tak szybko spotkać kogoś z Igrzysk a już na pewno nie byłego sponsora. Zasłużyła sobie na jej docinki, jednak zabolało ją to. To prawda, że przytyła i zaczęła z mniejszą uwagą dbać o siebie i swoje ubrania, lecz z ust tak zadbanej i eleganckiej kobiety brzmiało to jak najgorsza obelga a nie zwykłe dokuczanie. Chociaż wspomnienie jej rodziców z pewnością nie było zwykłym dokuczaniem.To było personalne i miało szczególnie zaboleć a to znaczy, że Roma wyjątkowo długo nosiła w sobie urazę do dziewczyny, jak gdyby nikt nigdy przed Liv nie zwrócił uwagi na jej tuszę. A ponieważ teraz kobieta wyglądała dużo lepiej mimowolnie uśmiechnęła się, stwierdzając, że jej obelgi były tego warte, ponieważ w tamtym momencie Roma wyglądała wyjątkowo pięknie i z pewnością dba teraz o siebie lepiej niż w przeszłości.

W końcu znalazła odprawę. Stanęła w kolejce a pozostali przysiedli niedaleko na ławkach. Niefortunnie zdążyła przyjrzeć się pozostałym czekającym, czując się jeszcze bardziej zawstydzona swoim wyglądem niż przedtem. Gdy w końcu nadeszła jej kolej bileter tylko zlustrował pobrzeżnie ich bilety, po czym zwrócił je informując, że pomyliła wejścia.
-No ale przecież tu jest wejście do metra.- zauważyła, wskazując na wielki napis nad nimi. Kilka lat starszy od niej mężczyzna westchnął. Widocznie nie był to jego pierwszy raz. Ubrany był w mundur kolei, który stanowiła czerwona kamizelka i biała bluzka pod spodem. Na głowie miał niewielki cylinder w podobnym kolorze co kamizelka a na lewym nadgarstku miał szeroką metalową bransoletę. W tym czasie za nią zdążyła się już zrobić większa kolejka.
-Pani ma bilet na kolej podwodną. Tu jest metro podwodne.
-A jest jakaś...
-Tak jest. -podniósł lewą rękę i uruchomił bransoletę. Przed nią pokazała się reklama linii podwodnych.- Kolej jest dłuższa, nastawiona turystycznie.- pokazał jej pasażerów przyklejonych do szyb pociągu, podziwiających piękno głębin oceanu.- Metro jedzie szybciej i przez większość czasu porusza się zakrytymi tunelami.- tu zobaczyła tylko ciemny tunel i przejeżdżający w mgnieniu oka skład.- Proszę, więc nie robić kolejki. Do swojego wejścia dojdzie pani tędy.- pokazał jej wirtualną mapę dworca z zaznaczoną prostą drogą. Nie byli daleko od peronu kolei. 

Gdy upewniła się, że faktycznie ich bilet był na kolej podeszła do pozostałych.
-Przepraszam was- powiedziała, łapiąc się skrępowana za łokcie. Evely zmarszczyła brwi, wyczuwając dziwny nastrój siostry. Wcale nie za to przepraszała. Spojrzała znacząco na Pattern, która także nie rozumiała tego.- Kupiłam bilety na pociąg a nie metro. Będziemy jechać dłużej.- 
spojrzała na Sama i Leara, którzy patrzyli na nią współczująco. Zabolało ją to. Słyszeli jak Roma ją obrażała i nic nie zrobili. Dawniej na pewno nie pozwoliliby na coś takiego. Tak bardzo chciałaby by znowu byli rodziną. Może musi trochę poczekać. Przecież nie pchaliby się do nich na siłę tylko dla Pattern. Musieli to też zrobić dla niej i Evely. 

Ruszyli według wskazówek biletera a w czasie drogi Evely i Pattern zagadały ją, pilnując by ich siostra zapomniała jak najprędzej to czym się dołowała. Kilka godzin później wyjechali po raz pierwszy w życiu poza granice Panem.