Ledwo sierpniowe słońce pojawiło się na horyzoncie wszystkie musiały zbierać się do pracy. Pierwsza wybudziła się Florentte, wyczulona na dzienne światło. Jej koleżanki tradycyjnie wstawały po budziku, mimo że krzątająca się ogrodniczka co jakiś czas starała się je wybudzać. Akurat dzisiaj Pani musiała urządzać dwie imprezy, gdy wczoraj Ramila miała urodziny. Jeszcze do późnej nocy bawiły się, głównie śpiewając czy naśladując kamerdynera, który swoją dokładnością ciągle zawracał im głowę. Ostatnio Florentte musiała tłumaczyć się z zakwaszenia gleby przy azaliach, mimo że była normatywna.
- I wiecie, to ja mówię mu, że torf jeszcze nie przyjechał a on dalej, że kora i wilgoć. - mówiła im wieczorem, choć niektóre pokojówki i kucharki jej nie rozumiały. - To mu mówię, a po co mam iglaki ścinać jak za parę dni chłopaki mają przywieźć nawozy. A on, że nie bo wskaźnik ma 5,2. No tom mówię: "Ino twój pesymizm przesiękł na korzenie". - zatrzymała się na chwilę, śmiejąc się z własnego przytyku. - No więc jutro mam mierzyć wszystkie palmy w oranżerii. - zrobiła głupią minę, naśladując twarz ponurego zarządcy. Wszystkie się roześmiały i przez długi czas wymieniały się anegdotami o panie Bouvais.
Ostatnia w izbie wstała Hortensja, pokojówka, która zdecydowanie za dużo opiła urodziny przyjaciółki. Gdy wstała wywróciła się na podłogę, przeczołgała do łazienki i zajęła ją prawie na godzinę. Koniec końców musiały grać w sznurki, która poinformuje pana Bouvais o niedyspozycji dziewczyny.
- Dzisiaj przyjadą ci loteriowicze, prawda? - spytała Maria, pomoc kuchenna. - Standardowy południowy bufet a wieczorem zastawa główna? - skierowała się do głównej gospodyni pani Debravy. Escha zamyśliła się na chwilę.
- Mamy listę na brunch? - Grietta, kucharka, podała jej spis gości, który przeglądały jeszcze wieczorem. W tym czasie Florentte wyszła do izby męskiej, planując prace na dziś. Pokojówki i praczki powoli szykowały się do pracy. Ich odprawa odbywała się później a nadzorował ją sam majordom.- Nie za wiele ich będzie. Dajmy im menu 2, 5 i przystawki z 9. Uzupełniać na bieżąco. W razie czego macie Murph i pozostałych. - wspomniała o kelnerach, zamawianych na takie okazje z miasta.
- No a co z wizytatorami? - przypomniała jej Maria, ścieląca swoje łóżko.
- Pani chce ich przywitać wieczorem, jednak nie mówiła nic o uroczystej wieczerzy. Dajcie dwie kolacje, byle nie z menu południowych.
- Słyszałam, że będą tu stacjonować. - wtrąciła Josephine, podkuchenna.
- Ach tak? - Escha westchnęła, po czym ponagliła pozostałe do wyjścia. Pożegnały się z pozostałymi i wyszły z ich oficyny. Kierując się do budynku głównego wspominały wczorajszą imprezę.
- To bardzo miłe ze strony Pani, że wpadła na chwilę dać prezent Romildzie. - zaczęła Airana, pomoc kuchenna.
- Tak, to wyjątkowa Pani Domu. Wiele razy pomagała mojej rodzinie w potrzebie, głównie ojcu, który chorował na stwardnienie rozsiane. - wyznała Maria. Airana spojrzała na nią zaskoczona. Akurat Maria rzadko opowiadała o swojej rodzinie, biorąc zwykle najmniej dni wolnych.
- A to jakby nie jest Choroba Minionych Wieków? - zauważyła najnowsza pracownica.
- A no jest, gdy stać ciebie na profilaktykę. Nie została eradykowana.
- Heh?
- No wiesz, usunięta. - wyjaśniła Grietta. - Jak ospa czy zika.
- Och....
- Pamiętam jakby wczoraj, gdy Pani przyjechała w odwiedziny po operacji.
- Naprawdę?
- Tak, nawet sama zaproponowała nam dzień wolny abyśmy i my przyszły odwiedzić Marię i jej ojca w szpitalu. - dodała Grietta.
- Czasem trudno mi uwierzyć, że to nie jej rodzina zarządzała posiadłością. - wtrąciła Josephine. - Traktuje nas jak rodzinę. Nawet pan Bouvais pokochał ją jak córę.
- Pewnie dlatego, że obydwoje adorują pedantyzm. - parsknęła Grietta.
- Swoją drogą, nie tylko my mamy o niej tak pochlebne zdanie. Niania i guwernantka także ją zachwalają. Nie wspominając o koniuszych.
- Stajennych?
- Właściwie, Pani ich sprowadziła do treningów niż kawalkatorów. Niemniej są bardzo zadowoleni z takiej współpracy.
- Cóż, pewnie dlatego, że przekształciła ten wielki buduar na halę ćwiczeniową. - zaśmiała się Escha.
- To był kiedyś jej buduar?! - zaskoczyła się Airana. - To dlatego ciągle mówi o niej 'garderoba'!
- Tak, to dość zabawna historia, choć nie tak się zaczęła. Pani ma jednak dystans do samej siebie i to w niej bardzo cenimy. Nawet jeśli czasem przewyższą nas obowiązki.
Minęły pałacowy ogród, w którym zaczęli zbierać się pracownicy, w tym Florentte, niosąca ze sobą długą drabinę. Grietta zachichotała na jej widok.
- Nie spotykałam się z takim ciepłym obyciem wobec służby na innych dworach. - przyznała po chwili Airana.
- Airi! - skarciła ją Grietta. - Dobra służka nie mówi źle o byłych Domach.
- Ach, przepraszam, to dopiero moja druga rodzina.
Escha i Josephine wymieniły spojrzenia z uśmiechem. Od dawna nie miały nowych pracowników, dlatego ucieszyły się z przybycia kilka tygodni temu Airany. Odejście jej poprzedniczki zmartwiło ich, zarówno logistycznie jak i społecznie, bowiem Bernadette przepracowała z nimi prawię dekadę. Niedługo jednak czekały na pomoc, już dwa dni później wprowadziła się Airana, ta spontaniczna i wesoła dziewczyna.
Weszły przez alkierz w kierunku spiżarni. Maria zaczęła codzienny inwentarz a pozostałe szykowały produkty do kuchni. Imprezy dzienne charakteryzowały się stonowanym i lekkim menu, składającym się głównie z warzywnych kremów, zieleniny z pomidorami koktajlowymi, zapiekanych bułeczek z wątróbką drobiową (zwykle gęsiną), kuleczek rybnych zawijanych w morskie algi i koreczków iberyjskich, składających się najczęściej z zielonych oliwek, wędzonej papryki, marynowanej cebuli oraz anchois lub wolno dojrzewającej szynki hiszpańskiej. Do picia w takim okresie podawana była zwykle sangria, horchata lub wino, ale nimi zajmował się mistrz winnicy, pan Adalberto, wysoki sędziwy człowiek, kuzyn kamerdynera, pana Bouvaisa. Razem z kilkoma innymi pracownikami byli najstarszymi służbami w pałacu.
- To może jagnięcina ze śliwkami na kolację? - zaproponowała Josephine, gdy nie mogły zdecydować się z Eschą na danie powitalne dla wieczornych gości.
- To za mało, w tym roku ma być ich więcej.
- Co? A jak to tak? - wtrąciła się Airana, obsługująca automatyczną obieraczkę do warzyw.
- Hej, uważaj ile dajesz jej mocy. - zauważyła Maria, idąca w stronę chłodni. Airana westchnęła i pokręciła przy urządzeniu. - Escha, omów ze mną później budżet na następny miesiąc, kończy się sezon, nie wiem czy znowu wszystko sprowadzimy dla Pani. A ty, Airano - zwróciła się do młodej dziewczyny przygotowującej masę do ciasta na przystawki. - pamiętaj powiedzieć panu Bouvais o Hortensji.
Grietta parsknęła ze śmiechu na samą myśl. Niechcący ubrudziła tym owoce na ponch, więc ruszyła z powrotem do myjki. Z kolei Escha i Josephine dogadały się co do wieczornego menu i rozdzieliły się obowiązkami. Główna kucharka miała nadzorować południowe przyjęcie a Josephine, w pojedynkę ale z większym wyprzedzeniem czasowym, miała zająć się wieczornym posiłkiem - jagnięciną w śliwkach a także duszoną wieprzowiną i tłuczonymi ziemniakami.
- Rany, ale jesteście złośliwe. Czemu nie mogła iść Florentte, ona się go nie boi...
- I już dostała za to jedną reprymendę. - zauważyła Escha. - Nie masz się co bać pana Bouvaisa, po prostu...
- Po prostu nie naśmiewaj się z jego "arcy-poważnego-tonu-głosu". - Grietta naśladowała ton głosu kamerdynera. Wszystkie się ponownie roześmiały, poza Marią, która starała się trzymać pozorny fason powagi.
- W każdym razie, pokojówki i praczki mają odprawę o 7.00 zwykle w oficynie lub wielkiej sieni. - dodała na odchodnym i ruszyła w stronę chłodni. Dołączyła do niej Josephine, mająca czas wolny przed preparacją wieczornej zastawy.
- I czemu to one nie mogą mu powiedzieć...
- Och, kochana, przecież i bez tego mają z nim ciężko. Sprzątać cały pałac pod jego nadzorem to nie jest rzecz łatwa. - zauważyła pani Debrava. Grietta także to potwierdziła, przypominając jej o wczorajszych historiach pokojowych, które niemal codziennie muszą się tłumaczyć z pracy kamerdynerowi. W końcu odpuściła, stwierdzając, ze może dostanie taryfę ulgową z racji bycia nowym pracownikiem. Z grzeczności, Escha i Grietta nie wyprowadziły ją z błędu.
- - -
- Choć jest lekko nierozgarnięta, Airana wydaje się być dobrym zastępstwem dla Bernadette, prawda? - zaczęła Josephine w chłodni. W tym czasie Maria sprawdzała daty poszczególnych produktów.
- Brakuje jej obycia ale to składnia doświadczenia, więc zdąży je nabyć. Niemniej - odwróciła się na chwilę w kierunku wejścia do chłodni. - Nie uważasz, że to dziwne? - zbliżyła się do niej. - No wiesz, zwolnienie Bernadette po tylu latach. I to tuż przed powrotem Pani na Olimpię.
- A to ona sama nie odeszła? - zdziwiła się czarnoskóra kobieta. Maria wzdrygnęła ramionami, odkładając kartony z jajkami na miejsce.
- Luciano mówił, że ją zwolnili i to w trybie pilnym.
- Och, to na pewno, przecież to było takie niespodziewane. Ale dziewczyny z dołu mówiły, że to dlatego, że jest brzemienna. - Josephine wspomniała o praczkach.
- Ja to czasem mam wrażenie, że tu jest więcej przekupek aniżeli rąk do pracy. - zaśmiała się Maria. Josephine wywróciła oczami i udała się do szklarni po świeże zioła dla dziewczyn.
- - -
Przedstawiamy: oto nowa, ulepszona arena z 24 nowymi aerałami, w tym 15 obszarami o szczególnym stopniu zagrożenia! 72 przestoje, dzięki czemu nawet najbardziej wymagający widzowie będą mogli podziwiać spektakularne widoki. Natura jeszcze nigdy nie była piękniejsza! Dodaliśmy 14 nowych kolumn nadawczych, aby nie przegapili Państwo nawet najmniejszej potyczki!
Ale, ale! Odświeżyliśmy nie tylko mapę! Zupełnie nowa fauna i flora dostarczą wrzących krew przeżyć nie tylko naszym obserwatorom ale przede wszystkim uczestnikom! Nie martwcie się, tylko niektóre są śmiertelnie niebezpieczne!
Co? Nadal za mało? To co powiecie na Starcie Gigantów? W tym roku będziemy obserwować nie tylko obronę trzech tytułów ale także powrót Naszych ulubionych gwiazd w tym samej Lantville! Czy jest nadal w formie by przywrócić sobie tytuł i pokazać nam swą zwycięską glorię?
Nie przegapcie bloku informacyjnego, już za tydzień na kanale...
Pattern zamknęła okno swojej Synlarci.
- Puszczają to od kilku godzin. Oficjalnie zaprezentowali już arenę i zapowiedzieli część uczestników.
- Jesteśmy tam wymienieni? - upewniła się Liv.
- Cóż, nie... ale to mnie, właśnie dziwi. Na razie premierę miały mapa i zawodnicy, czekają nas jeszcze zasady i dokładna data... - urwała na chwilę, zamyślając się.
- W takim razie skąd ten pomysł, że ja i Lear będziemy... - Liv nie chciała dokończyć. Nie przejęła się słowami Pattern bo po prostu w nie nie wierzyła. Na tym kontynencie była świadkiem tylu różnych dziwactw, że zwykłe plotki nie były w stanie ją zaskoczyć, tak jak te w Panem.
- Bathius to potwierdził. - wyznał Lear.
Liv wywróciła oczami.
- Akurat w to uwierzę. Gelt i jakieś przyjacielskie pogaduszki. - parsknęła cicho. W przypadku tego zwycięzcy było to wyjątkowo ironiczne, ponieważ, jak większość z nich, wygrał gdy na koniec rozgrywek zabił swoich sojuszników. Jednak okrucieństwo z jakim tego dokonał sprawiło, że nadano mu przydomek Ahehonera, odbierając tym samym tytuł historycznemu już
Tytusowi Puliuszowi, arenowemu kanibalowi z dystryktu 6.- Ech, nie po to się tu zebraliśmy, powinniśmy...
- Chciałbym usłyszeć co ma do powiedzenia moje rodzeństwo. - przerwał jej milczący do tej pory Paul. Liv spojrzała z wyrzutem na Pharadaia, który powinien w tym momencie obrać czyjąś stronę. Były stylista tylko uniósł sugestywnie brwi, uciszając tym samym jej obiekcje. Westchnęła i usiadła przy nim na podłodze. Zaskoczyło go to, ale zignorował ją, dając oprzeć się jej o ścianę przy której gdzie stał.
Pattern i Lear czekali chwilę w niepewności, jakby oczekując, że Liv będzie się i tak kłócić a gdy nic takiego nie nastąpiło Pattern chrząknęła na brata by zaczął.
- Pamiętacie jak Bathius się potknął... - rzucił na wszystkich wzrokiem. - Cóż, było to ostentacyjne, jednak przekazał mi wtedy, że wracamy na arenę.
- Tak powiedział? - upewnił się Paul.
- "Witamy w drużynie", dokładniej.
- No i to jest w jego stylu. - zadumała się Liv. Lear uśmiechnął się krzywo. Na lepsza aprobatę nie miał co liczyć. Chciał dokończyć wątek ale jak zwykle w takich chwilach Liv musiała się wtrącić.
- Czy jest za późno abym przeprosiła was za wciągnięcie w to wszystko?
Zwykle gdy była taka poważna peszyli się. Gonitwą myśli zmieniała temat, psując atmosferę i wprowadzając ich w konsternację. Gdy jednak niemal skończyli całą tę podróż, Evely była bezpieczna a rana Paula całkiem dobrze połatana - retrospekcje i wyrzuty przestały mieć znaczenie.
- Nie no Liv, przestań. Za nic nie oddałabym takiej przygody. - Pattern uśmiechnęła się serdecznie. Liv spojrzała na nią zaskoczona. - Nie mam za złe, że martwiłaś się o Evely. - wspomniała tę niezręczną sytuację, gdy Liv po raz pierwszy podniosła na nią rękę. Brunetka odruchowo opuściła wzrok ze wstydu. - Livciu, to twoja siostra, więc naturalne, że dla rodzeństwa robi się.... nieprzemyślane rzeczy.
Pharadai spiął się nieznacznie na ostatnie słowa. Dawno temu potrzebował tego usłyszeć. Jednak zwykła zwada o bliskich nie była jednoznaczna odpowiedzialności jaką obarczył Phoebe za swój lęk. Gdy Pharadai przeżywał wewnętrzne retrospekcje Liv ponownie przeprosiła Pattern za swoją porywczość a Pattern za obarczenie Liv organizacją tego przedsięwzięcia. Lear obserwował je z ciepłym uśmiechem natomiast jego brat z wyraźną irytacją za ten peryferyjny wątek. W końcu podszedł do zamyślonego Kapitolczyka, dając mu znać by w końcu włączył się do konwersacji. Pharadai skinął głową, po czym zabrał głos.
- Myślę, że każdy z nas miał swoje powody by się zabrać i nikt nie był przymuszony. I o ile my zdajemy sobie sprawę z twoich pobudek, Liv, to czas jednak tak wyrozumiały nie jest. Sugerowałbym najsamprzód wyjaśnienie wątku Igrzysk.
Liv zmarszczyła brwi, powoli negując samą siebie.
- Chyba i ty w to nie wierzysz, prawda?
Tak naprawdę to nie było pytanie, lecz ciche stwierdzenie, upewnienie, że i on tak myśli. Ale Pharadai nie odezwał się, budząc w niej coraz większy niepokój. Liv zadrżała na wspomnienie o arenie. Strach. Ten sam, który przeżyła gdy zaatakował ich Ideon. Nie może tam wrócić. Nie po tylu latach.
Wyszeptała coś pod nosem, sparaliżowana. Pattern podeszła do niej by ją uspokoić ale zatrzymała się. Jej wyciągnięta ręka zawisła w powietrzu. Dziwiąc się samej sobie, pozwoliła by to Pharadai ocucił Liv z konsternacji. Wróciła z powrotem do Leara i zabrała niepewnie głos.
- Uczestnictwo w Unnajmie jest dobrowolne. - zamilkła na chwilę, obserwując jak Pharadai głaszcze Liv po plecach. - Preperacje można zacząć tygodnie przed otwarciem. Oprócz głównych zawodników są także kwalifikacje otwarte. - wyjaśniała powoli. Znalazła z Evely mnóstwo materiałów w Internecie, po tym jak w końcu otrzymały imię Anity a Igrzyska Krwi przetłumaczyły na oryginalną nazwę. - Organizowana jest także... loteria. - urwała na chwilę zmartwiona. Liv zasłoniła usta dłonią a Lear trzymał pięści na kolanach. - W ramach której wygrywa się trening pod okiem byłych zwycięzców. Ralkov nas oszukał.
Paul parsknął ze złości i zwymyślał na Pantaeniusa kilka przekleństw. Lear spojrzał zdziwiony na Liv. Jeśli to miała być prawda to wcale nie Pantaenius ich zwiódł, tylko sam Flich.
- Poczekajcie. - zaczął Pharadai. - Trening nie brzmi obligatoryjnie. Na jakiej podstawie konsensujesz, iż wieńczy to uczestnictwo na arenie?
- Złośliwością losu. - Pattern wzdrygnęła ramionami. - Pulą konkursu są zgłoszeni już kandydaci.
Liv niemal zapadły się kolana. Pharadai przytrzymał ją na chwilę, po czym pozwolił opaść na podłogę. Pattern w tym czasie dosiadła się do Leara, który siedział nieruchomo na skraju łóżka. Paul dalej warczał pod oknem.
- Nic nie było... - szeptał Lear. - Nic o tym nie było w kartach od Ralkova...
- Tak, wiem. - Pattern oparła głowę o ramię brata. - Niemniej mogliśmy się domyśleć.
- Hm?
- No wiesz, ich życiorysy były dość naciągane. "Żarliwi fanii Lantville", co to niby w ogóle znaczy...
Urwała gdyż Lear wstał nagle z łóżka.
- A może oni istnieją!
Wszyscy spojrzeli na niego pytająco.
- Mam nadzieję, że nie. - mruknęła ponuro Liv. - W przeciwnym razie już by nie istnieli.
Lear nie od razu ją zrozumiał. Ale Paul tak. Znał podobną historię.
- Och, na pewno to zmyślili, stary. - uśmiechnął się do brata. - To musiałby być niezły przypadek, że akurat para wygrała loterię, nie sądzisz?
Trochę to podniosło Leara na duchu. Natomiast jego brata przygnębiło. Dlaczego kolejny raz musiał spokój zawdzięczać kłamstwom?
- Myślę, ze powinniśmy znaleźć tego szczura i żądać wyjaśnień. - odezwała się nagle Liv.
- Nie możemy poczekać do kolacji? - spytała Pattern.
- Nie przyjechałam tu robić afery przy siostrze...
- U lala, a co to za aferka? - Evely wparowała do środka. Miała niepoukładane włosy po drzemce i wciąż przecierała oczy.
Liv stała z otwartą buzią nie wiedząc co powiedzieć. Evely zatrzymała się i zmrużyła oczy, bacznie ją lustrując.
-Obstawiam, że Patuś już ci powiedziała o tych "Igrzyskach". - uśmiechnęła się, rozglądając dookoła. - Livciu, nie masz czym się dołować. A-ani ty, Lear. - odwróciła się do niego i mimowolnie zaczęła układać włosy.
- Evely, mendo, no powiedz o co chodzi! - zirytowała się jej siostra.
- Och, tak, tak. - wyprostowała się. - Trening jest dla drużyn a Lantville jest solistką, z tego w końcu zasłynęła.
Liv wzdrygnęła się na to imię. Evely tak bardzo nie zdawała sobie sprawy o kim mówi. Ale to by było w jej stylu. W końcu zawsze była przącą przed siebie indywidualistką. Nawet na arenie, po tym jak Poppy wymordowała cały jej sojusz, Anita nie poddała się, samej torując sobie drogę ku zwycięstwu.
Lear natomiast od razu uwierzył w samodzielność najstarszej Sotoke. Do ostatniej chwili na treningach zastanawiał się nad ostrzeżeniem tego towarzystwa o ciemnej stronie siostry Liv. Nim jednak Anita pokazała kim jest, uprzedziła ją Poppy. A potem ich wysadził.
Mimowolnie zaczął się hiperwentylować, próbując zetrzeć z siebie niewidzialne resztki Rainarda. Pattern zacisnęła usta. Tak dawno nie przeżywał tych koszmarów, że zdążyła zapomnieć jakie to uczucie patrzeć na zlęknionego brata.
Pharadai spojrzał znacząco na Paula ale chłopak tylko zmarszczył brwi, widocznie zły na to jak stylista szybko pogodził się z Liv. Dopiero jak Pattern odezwała się zaczął głośno popierać teorię Evely, próbując uspokoić brata.
Jako jedyna, bezpośrednio zareagowała właśnie Evely, ponieważ dawno temu była świadkiem takiego zachowania. Nie pamiętała jednak, czyje wspomnienie przerosło go tak bardzo, natomiast zdawała sobie sprawę, że było to też powiązane z Igrzyskami. Gdy Pattern próbowała uspokoić brata, chwytając go za nadgarstki by przerwać tiki nerwowe, Evely stanęła przed nim, objęła jego ramiona i głowę, przyciskając do swojej klatki piersiowej. Pattern w zdumieniu obserwowała jak przyjaciółka głaszcze jej brata, pozwalając mu się wyciszyć w jej objęciach.
Paul zamilkł. Dobrze wiedział jak wielką cenę zapłacili za to życie. Jednak mimo traumy przemilczeli to, cierpiąc w samotności. A przynajmniej tak myślał dopóki nie zobaczył troski Evely. Skąd mógł wiedzieć, że podpatrzyła to od ich przybranych rodziców.
Wstał i pewnym siebie głosem zapewnił brata, że nigdy nie pozwoli mu wrócić znów na arenę. Do tych wyznań dołączyła Pattern, pozwalając Evely wrócić na swoje miejsce. Najmłodsza Sotoke usiadła koło Liv wzdychając jaka to szkoda, że same nie mają takich problemów. Jej siostra wywróciła teatralnie oczami, śmiejąc się w duchu. W ten sposób Evely pocieszyła zarówno Leara jak i Liv.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz