niedziela, 10 listopada 2019

Rozdział 1
"Nasza nowa siostra"

-Nie, nie ma mowy.- Liv gwałtownie wstała.- To nieprawda!- podniosła głos. Wszyscy byli zdziwieni jej zachowaniem. Mieli wrażenie, że zaraz rzuci się na Pharadaia. Tak się jednak nie stało. Wstała i zaczęła krążyć zdenerwowana po pokoju.- Evely nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego!- dodała po chwili. Zaczęła gryźć paznokcie z nerwów.
-Liv, może to wcale nie jest takie głupie...- Pattern wstała i podeszła do niej powoli. To był błąd.
 
 
-A co ty niby możesz wiedzieć?!- Liv zamachnęła się na nią ręką. Pattern z trudem uniknęła niezamierzonego ciosu. Osłoniła się w panice rękoma. Wtedy Lear podbiegł do swojej siostry i odsunął ją od niej. Liv tylko krzyczała za nimi: - Moja siostra nie miała czego zapominać! Razem podjęłyśmy decyzję o szukaniu Anity, chciała ją spotkać tak samo jak ja!- jej głos bardziej przypominał pisk niż krzyk. Paul podszedł do niej zdecydowanym krokiem i objął ją od tyłu ramionami, próbując powstrzymać jej nerwowe wymachiwanie i chodzenie dookoła.
-Zostaw mnie!- warknęła na niego.
-Najpierw się uspokój!
-Nie ma mowy! Nie uwierzę, że Evely naćpała się by wymazać Anitę z pamięci!
-Liv, takie są fakty...- wtrącił nieśmiało Pharadai, jednak bał się zrobić coś więcej.

Liv wyszarpała się z uścisku i uderzyła w brzuch Paula. Chłopak puścił ją i złapał się na wysokości przepony. Wziął kilka ciężkich wdechów, po czym krzyknął głośno:
-Skąd wiesz, że nie zgodziła się na ten wyjazd by przypilnować ciebie? Skąd wiesz, że nie przyjechała tu tylko z twojego powodu?!- krzyknął głośno.
-Przecież to kompletne bzdury!-  nie dawała za wygraną.
-Liv, to prawda!- usłyszała nagle Pattern. Stała zdecydowanie dalej niż wcześniej.- Evely mi się przyznała...
-Zamknij się!- Liv zaczęła do niej podchodzić. Szarpnęła ją za ramię. Pattern tylko jęknęła z bólu bojąc się zawołać na pomoc braci. Jednak Lear i tak znów interweniował. Złapał Liv z całej siły za nadgarstek i nie puścił sama nie zrobiła tego samego. Gdy w końcu ją zostawił zabrał siostrę z salonu.
-Liv, co ty robisz?!- Paul podszedł do niej i spoliczkował ją. Było to mocne uderzenie na dźwięk, którego spiął się Pharadai. Wyciągnął ręce ku Liv ale ta wyraźnie odrzuciła go.- Nie waż się tak  traktować moją siostrę!
Liv stała nieruchomo przed nim, wpatrując się beznamiętnie w podłogę. Kątem oka oglądała zasiniony nadgarstek. Nie sądziła, że Lear jest taki silny. Zwłaszcza, że kiedyś tak łatwo go obezwładniła i zraniła.
-Liv, mówię do ciebie!
Prychnęła pod nosem. Paul naprawdę zmotywował się by prawić jej kazania. Zagryzła dolną wargę ze złości. Z całej siły, jakby chciała sama przed sobą udowodnić swoją wielkość. Nie wiedziała, że tylko tak bardziej maleje. Gdy poczuła gorzką krew podniosła głowę. Wykonała nią powolny obrót z góry do dołu aż w końcu zatrzymała się na Paulu.
-I ty mi prawisz morale.- powiedziała lodowatym tonem.- Prawie uwierzyłam, że sam masz jakieś.- prychnęła, po czym bardzo szybko wyszła z apartamentu, obdarzając ich pożegnalnym, bardzo złym, spojrzeniem.

Sam za nią krzyknął ale było to wszystko co zrobił w jej sprawie. Pharadai odczekał chwilę, jakby liczył, że chłopak ruszy za nią ale ten tylko stał i uparcie wpatrywał się w niedomknięte drzwi w przedpokoju. Po jakiejś chwili Phardai chrząknął zmieszany. Z lekkim zdziwieniem obiecał porozmawiać z Liv, po czym ruszył za była podopieczną. Znalazł ją za zakrętem, na samym końcu hotelowego korytarza. Kucała w kącie i płakała.

* * *

-Już wszystko w porzą...- Lear przyszedł po jakimś czasie do salonu. Liczył, że Liv w końcu się uspokoiła jednak w pomieszczeniu zastał tylko brata.

-...i wtedy Pharadai za nią wybiegł.- opowiedział mu wszystko Paul. Wyszli, jak to już mieli w zwyczaju, na balkon by w spokoju porozmawiać.  Był już późny wieczór. Na dworze zrobiło się zimno jednak nie za ciemno. Z oddali widzieli nocny blask miasta a pod nimi rozpościerał się sporej wielkości, dekoracyjny ogród. Paul ze spokojem patrzył na przepływający w dole sztuczny strumyk, który miejscami nawet lewitował w powietrzu. Jak na późno porę w dole spacerowało całkiem wielu ludzi. Westchnął, marząc by sam mógł mieć taki spokój.

Lear słuchał w milczeniu tej krótkiej historii. Wciąż nie docierało do niego, że w tak krótkim czasie Liv stała się tak agresywna. I próbowała zaatakować Evely.
-Paul, może to czas je zostawić?- spytał nagle poważnym tonem głosu. Spojrzał w dół, szukając tego w co wpatrywał się jego brat. Nie znalazł tam jednak nikogo interesującego.-Ten wyjazd od początku mi się nie podobał. Z dnia na dzień tak sobie wyjechać na obcy kontynent, to nie lada wyzwanie i uważam, że Liv temu nie podołała.
-Daj spokój, chcesz je zostawić teraz, gdy Evely jest w śpiączce?- prychnął Paul.- Nie zostawimy ich.- powiedział zdecydowanym tonem głosu.
-Paul, ona cię nie pokocha!- Lear zdenerwował się.
-Co?- zdziwił się Paul. -Myślisz, że tylko o to mi chodzi?!
-No to mnie zaskocz!
-O mój Cavo, ale ty jesteś uparty!- Paul uderzył ręką we framę balkonu.- To moja przyjaciółka.- dodał już spokojnym tonem. Odczekał chwilę jednak jego brat wcale nie chciał tego negować.- Nieważne już co, Lear, po prostu przyjaciół się nie zostawia. Myślałem, że to zrozumiesz, w końcu przyjaźniłeś się z Anitą tyle lat...- ale Lear i na to nie odpowiedział. Zamiast tego instynktownie spojrzał w inną stronę, jakby ten temat szczególnie ko kłuł. Sam wyczuł to. - Coś nie tak?

Lear tylko jęknął nie mogąc dobrać odpowiednich słów. Rzucił zmieszany wzrok na brata jednak Paul nie mógł domyśleć się, co siedzi w jego głowie.
-Anita...- zaczął ale od razu urwał. Był pewien, że nie zrozumie go.
-Nie lubiliście się? Przecież spędzaliście ze sobą tyle czasu...
-Za dużo, Paul. Stanowczo za dużo.

* * *

Pharadai zaproponował spacer Liv, na który całkiem chętnie przystała. Długo szli w milczeniu, przechodząc przez korytarze, piętra a nawet recepcję. Udali się do hotelowego ogrodu, turystycznej atrakcji rozciągającej się szeroko za jego budynkiem. Mimo znajdujących się tam przepięknych okazów roślin, niezwykłych rzeźb (niektóre poruszały się a nawet deklinowały coś w obcym języku) czy też latających co rusz innych ludzi na przeróżnych urządzeniach (było ich dużo więcej niż spacerujących) Liv długo milczała. Zaczęła być bardziej kontaktowa dopiero gdy znaleźli ustronne miejsce przy niewielkim spadzie wody. Usiedli w dekoracyjnej altance, która wręcz buchała w nich przepychem i romantycznością. Pharadai nie zauważył tego od razu, ponieważ było już późno i ciemno w tamtym miejscu. Dla postronnej osoby wśród tego całego otoczenia wyglądali na parę zakochanych. Liv nie bardzo zależało by zauważyć cokolwiek.
Milczeli jeszcze trochę nim po kilkunastu minutach Liv nie zaczęła trząść się z zimna. Z tego całego zamieszania nie założyła wierzchniego okrycia. Pharadai chrząknął i oddał jej swoją sztruksową kurtkę. Nie przyjęła jej, więc sam ją okrył. Spojrzała na niego z wyrzutem, jednak zachowała ją. Kątem oka zauważył, że powąchała ją co speszyło go. Liv głośno westchnęła, jakby zapach byłego stylisty wyraźnie jej się spodobał.
-Liv...- chrząknął do niej.
Uśmiechnęła się krzywo do niego.
-Myślałam, że wiesz, że lubię nie tylko twoje oczy.

Było to jedno z niewielu jej wyznań sympatii wobec niego i choć zwykle cieszył się na nie, tego wieczoru bardzo go to zabolało. Nie dał jednak po sobie tego poznać, ponieważ nie mógł ot tak nie pozwolić sobie ucieszyć się z jej słów. Po prostu nie powinien.
-Liv, twoje zachowanie wobec Pattern było...- zaczął zmieniać temat.
-Wiem.- przerwała mu dość spokojnie.- Wiem, muszę ją przeprosić.- zakryła się dokładniej jego kurtką. -Nie wiem co we mnie wstąpiło, nie mogłam uwierzyć, że Evely mogłaby odpuścić sobie Anitę...
-Nie brałaś pod uwagę, że ma inny temperament.
-Nie wiem już sama czy ją znam... Zresztą tak jak Anitę... - zmarszczyła zmartwiona brwi.- Nigdy nie chciałam tak awansować...- mruknęła do siebie.
-Słucham?

Odwróciła się do niego.
-Miałam kompleks średniej siostry ale nie wiedziałam, że bycie najstarszą jest takie ciężkie. Poza tym gdy Anita była z nami miałyśmy mamę. A teraz nie mamy ich obu...
Pharadai przybliżył się do niej.
-Myślę, że mimo to, zdołałyście zyskać innych bliskich.
 -Masz na myśli rodzinę Sama?- zamyśliła się rozglądając przed siebie. Słońce prawie zaszło i chociaż było coraz zimniej ogród stawał się tylko coraz piękniejszy. Wraz z odejściem naturalnego światła włączały się przepięknie oświetlone instalacje wśród drzew, strumienia czy unoszące się wokół rzeźb. Pewna część ludzi zebrała się niedaleko fontanny a niedługo potem rozpoczął się luminescencyjny pokaz otoczony przepiękną oprawą muzyczną, której ciche echo docierało także i do nich.
-Nie mów mi, Liv, że nie zbliżyłyście się do nich z Evely.
-Wiem do czego zmierzasz. Sama niedawno zaczęłam się nad tym zastanawiać.
-To znaczy?- zaciekawił się.
-Że zastąpiłyśmy Anitę Pattern.- spojrzała na niego zmartwionym wzrokiem.- Dałyśmy jej rolę i brzemię którego nie jest w stanie udźwignąć. Przecież nie zastąpi nam kogoś kim nie jest. Ani tym bardziej kogoś kogo tak naprawdę nieznałyśmy.- westchnęła z żalem.- Mój Cavo, potraktowałam ją potwornie. Biedna Pattern...
-Liv, ona też się troszczy i to o was obie.
Zastygła na chwilę w zamyśleniu.
-Co masz na myśli?
-Rodzeństwo Paula i jego rodzice chyba od dawna stało się waszą drugą rodziną. Nie powinnaś o tym zapominać.

Miał rację. Liv nie zdawała sobie sprawy, że swoim dotychczasowym zachowaniem i przejęciem Anitą mogła zranić drobną Pattern, która przecież z takim entuzjazmem do nich dołączyła. Która sama namówiła braci do ich wyprawy, która wspierała je jak tylko mogła i razem z Evely chciała pogodzić ją z chłopakami. Poczuła pojedyncze łzy na twarzy.
-Muszę ją przeprosić. Nie zasłużyła na takie zachowanie z mojej strony. Niech wie, że ma we mnie oparcie i rodzinę a nie wroga.- dodała bardziej pewna siebie. Uśmiechnął się do niej.- Poza tym naprawdę cieszę się, że pojechała z nami.

Zapadła ponowna chwila ciszy, w trakcie której Liv minął drobny płacz a Pharadai po prostu cieszył się chwilą. Liv jednak nie miała w zwyczaju się relaksować. Dlatego gdy skarciła się za swoją nagłą reakcję i wystraszenie Pattern zaczęła rozmyślać nad innymi kwestiami. Co by zrobiła Anita na jej miejscu, czy naprawdę była sławna tutaj i czy powinni tak nagle o nią przepytywać każdego? O co chodzi z dziwnymi zaproszeniami od Ralkova? A oprócz tego była jeszcze jedna, nieciekawa kwestia do wyjaśnienia.
-Dlaczego zerwałeś z Avery?

Pharadai wyraźnie speszył się na to pytanie, jakby oczekiwał, że Liv sama powinna się tego domyśleć. Wstydził się też o tym rozmawiać, po tym jak nagrał jej tamtą wiadomość w pośpiechu informującą, że będzie do nich niedługo jechał, ponieważ nic go już nie trzyma a zaręczyny zostały zerwane. Była to wiadomość nieschludna, w nieładzie i tak chaotyczna, że Liv musiała ją odtworzyć w podwodnym metro kilka razy nim nie zrozumiała dokładnie przekazu byłego stylisty.

-Proszę, odpowiedz mi...- jęknęła zaczynając powoli znów się denerwować. Nie chciała ponownie płakać z tego powodu.
-Liv, ja... to była nasza wspólna decyzja... Nie powinienem tak szybko cię o tym informować ale nie mogłem się dłużej powstrzymać. Poza tym chciałem...- westchnął powoli. Po raz pierwszy odwrócił twarz od niej, nie mogąc znieść jej wzroku.- Sam nie wiem.

Uśmiechnęła się lekko. Nieudolnie i z wahaniem pogładziła jego kolano w geście pocieszenia. Chciała coś jeszcze dodać, coś miłego i odpowiedniego ale wszystko co powinna powiedzieć mijałoby się z prawdą. Naprawdę cieszyła się, że był z nią a nie z narzeczoną. I niezmiernie ją to bolało.

-Wyglądaliście na szczęśliwych- rzuciła z trudem po jakimś czasie. Zależało jej by zrozumieć co się stało między nimi. A może by upewnić się, że już wszystko było definitywnie skończone?
-Tak było, Liv- przyznał bez ogródek. Zabolało ją to. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Ale była to tylko jej pycha, sądzić, że zerwałby długoletni związek po jej jednorazowej wizycie.
-Więc?
Wstał powoli otrzepując spodnie.
-Chyba czas do nich wrócić, co?
-Phar...
-Liv, proszę.- po raz pierwszy mówił do niej poważnym tonem głosu. I po raz pierwszy ją prosił by nie naciskała.- Nie teraz.
A więc jednak nadal cierpiał. Ty naiwna kretynko.

* * *

Pattern miała dobre serce dlatego z wielką ulgą przyjęła przeprosiny Liv. Choć nie dokońca zrozumiała jej intencje i pobudki była wyrozumiała dla niej z powodu Evely, o którą sama się martwiła i dla której pewnie zrobiłaby coś podobnego. Bardziej sceptycznym okazał się być Lear, od początku wyprawy nieufny wobec Liv. Choć niedawno pogodzili się i ponownie obdarzył ją zaufaniem Liv kolejny raz zawiodła go, udowadniając mu by miał się na baczności. I taki zamierzał już pozostać. Z kolei Paul zdystansował się do Liv, chociaż starał się tego nie okazywać. W przeciwieństwie do brata przytulił ją razem z Pattern gdy się pogodzili i wspólnie spędzili razem tamten wieczór. Jedynie Pharadai pozostał do końca dnia cichy i zmieszany, mimo że z nich wszystkich miał najwięcej do powiedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz