poniedziałek, 1 sierpnia 2022

Rozdział 7 ~ "Nasze wielkie oszustwo"

- Spróbujmy jeszcze raz. - Pharadai uśmiechnął się do Liv, która po raz kolejny przystanęła mu na stopie.
- Nie, proszę. Jestem beznadziejna. - puściła go i złapała się za piętę. - Poza tym, bolą mnie już nogi.
- Po prostu nigdy wcześniej nie tańczyłaś.
- Na pewno nie taniec salowy.- zauważyła. - Dziękuję ci, że zgodziłeś się nas uczyć.
Pharadai westchnął. Gdy kilka dni temu Liv poprosiła go o lekcje był zupełnie zaskoczony, że sam na to nie wpadł. Przecież na każdym balu są tańce. Nikt jednak wtedy nie przypuszczał, że Urika i Jeanard będą gośćmi honorowymi a znajomość kilku balowych układów będzie dobrze widziana.

W końcu dał się przekonać do przerwania lekcji, jednak w zamian za wcześniejszy trening następnego dnia. Zadowolona z zakończenia nauki, Liv zaczęła się przebierać, co nie obeszło jego uwadze.
-Nie powinnaś może... - odwrócił od niej wzrok.
- Och, proszę, Pharadai. Nie udawajmy, że nic się nie działo między nami. - ze stoickim spokojem przebrała spoconą koszulkę, po czym zmieniła elastyczne spodnie na coś wygodniejszego. Uśmiechnął się zmieszany a następnie zaczął zbierać swoje rzeczy. Liv w tym czasie poddała się zakładaniu butów i usiadła zmęczona na drewnianym parkiecie.
Sala, którą znalazł im Pantaenius nie była wielka, jednak dzięki lustrom na przeciwległych ścianach wydawała się szeroka i przestronna. Efekt ten dopełniały dwa wysokie, zaokrąglone okna a także strzeliście pnący się sufit. Puste i białe ściany były miłą zmianą dla Liv, która ostatni czas spędzała albo w kolorowych, luksusowych hotelach bądź też w odrapanych, szarych szpitalach. Głośno westchnęła obserwując swoje odbicie w lustrze. Pharadai odwrócił się do niej by zobaczyć ją położoną na podłodze, masującą swoje stopy. Przeklinała na coś pod nosem.
 
- Liv, w porządku? - chciał do niej podejść, ale od jakiegoś czasu ich stosunki uległy ochłodzeniu. Jedynym bliskim kontaktem jaki mieli ze sobą był taniec a raczej nauka Liv podstawowych ruchów walca angielskiego, których i tak niechętnie się uczyła.
- Naprawdę chcesz udawać, że może być inaczej? - wstała w końcu z podłogi i założyła buty. - Po tym jak już się obudziła?
Chrząknął zmieszany. Znów do tego wracała.
-To był jej wybór, Liv. Powinnaś ją wspierać.
Szybko wyprostowała się, opierając się na ramionach.
-Wspierać w czym? Przecież już tego nie pamięta!- warknęła.
-Liv...- zaczął do niej podchodzić jednak była szybsza. Wstała i założyła szybko buty.
 
-Dobrze wiem, że wszyscy boicie się, że jej to wypomnę, ale ja też słyszałam lekarzy. Bądź pewny, że nie podjęłabym takiego ryzyka. To był jej wybór, tak - zabrała swoje torby i ruszyła w kierunku drzwi - ale ja też mam prawo do własnych. I nie chcę jej znać. 
Ruszył za nią na korytarz.
-Nie możesz jej nienawidzić jeśli nie zna powodu. To nie byłoby fair.
-Jesteś takim hipokrytą!- nie wytrzymała. Grymas na twarzy zaczął już ją boleć a przez ściskanie zębów skaleczyła się w wargi. -Ryzykowałeś życie siostry chcąc uniknąć poboru ale to ja jestem ta zła, kiedy nie chcę tracić własnej?!

Spojrzał na nią całkowicie zaskoczony. Zawsze się o to obwiniał, nie mówiąc o tym wielu osobom. Ale zaufał wtedy Liv, pokochał ją i chciał jej dać wszystko co mógł. Zaakceptowała go i jego tchórzostwo, nigdy nie wypominając mu tego. Aż do teraz. Sam już nie był pewny czy zły był na nią czy na siebie, jednak dał się jej sprowokować, doprowadzając do ich pierwszej kłótni odkąd się znali. Tego dnia skończyli swoje treningi. 

* * *

Kilka dni później, po prawie miesiącu pobytu w Lebrycji, opuścili jej pierwsze miasto, by udać się do rezydencji Anity. Ani Lear ani Paul, wypisany po dwóch tygodniach ze szpitala, nie spodziewali się jak nędzne były relacje między Liv i Pharadaiem, z niedowierzaniem słuchając jej przytyków i komentarzy, by wrócił w końcu do Panem i zabrał ze sobą młodsze siostry. Pharadai także im wszystkiego nie wyjaśnił, rzucając im w odpowiedzi mnóstwo półsłówek. W ten sposób poszukiwania znów zaczynały się od napiętej i wrogiej atmosfery, ponownie koncentrując się na Liv.

Transport do O'rnes1.-2s zapewnił im Flich, a dokładniej - pilnujący ich Ralkov. Zdecydowanie był jedynym zadowolonym z tej napiętej sytuacji, z radością ciesząc się konfliktem w grupie. Tym razem przyjechał do nich pojazdem przypominającym długiego, piętrowego kampera  luksusowym wydaniu. Gdy Liv długo mu się przyglądała a Flisowie pakowali ich bagaże, Evely i Pattern podekscytowane wskoczyły do środka. Za nimi weszli bracia a na końcu i Pharadai, dyskutujący z Pantaeniusem o strojach dla Liv i Leara. Na ich widok Liv miała wrażenie, że znów stoi w kapitolskiej stajni, wysłuchując ich przygotowań do parady. Zagryzła zła wargi. Jej retrospekcje nigdy nie były dobrym znakiem.

Podróż trwała kilka godzin w trakcie których Paul przesłał kolejny v-mail do rodziców (Evely i Pattern z radością mu pomogły, oprowadzając państwa Sam po ekskluzywnym wnętrzu), Lear napisał niedbałą wiadomość na adres Marietty (szło mu dość topornie, co przykuło uwagę Pharadaia, który w końcu mu z tym pomógł) a Liv z kolei zaszyła się w kącie by skontaktować się z Parker. Nie uszło to jednak czyjejś uwagi. Ciekawe co na to powie Flich.

* * *

O'rnes1.-2s było niewielką miejscowością, z typowo nizinnym krajobrazem. Na pierwszy rzut oka mieli wrażenie, że przywieziono ich na prowincję, co po części okazało się prawdą. Nie mieli jednak wiele czasu na poznanie okolicy, ponieważ samochód zabrał ich dalej za miasto, do położonego nad rzeką zabytkowego pałacu.

Cały kompleks był niezwykły. przypominając typową włoską willę. Budynek w większości porośnięty był bluszczem a także innymi roślinami pochodzącymi z wiszący,mi na dachu ogrodów. W O'rnes1.-2s nie było wielu piętrowych zabudowań architektonicznych a mimo to, rezydencja, przed którą stali wydawała się wznosić kilka kondygnacji wzwyż - na których to właśnie tliło się życie.

Nie było im łatwo przejść przez drzwi wejściowe, choć tak naprawdę to nie Liv miała największe ku temu opory, lecz Lear. Wzniósł głowę w górę, chcąc objąć wzrokiem cały pion środkowej kopuły i zatrzymał się na jej piętrach, wpatrując się nieruchomo w bawiących się na górze gości.

- To może być ona. - szepnął do Liv gdy podeszła do niego. W tym czasie Pharadai, na usilne prośby Evely i Pattern, robił im zdjęcia na tle willi i zabytkowych ogrodów wokół niej. Po chwili zmusiły do tego także Paula. Liv westchnęła na ich widok, kiedy nagle usłyszała znajomy głos. A przynajmniej tak jej się zdawało.
- Jesteś w stanie ją rozpoznać? - zdziwiła się.
- Nie jestem pewien. A ty...
Liv pokręciła głową.

- Dalej, dalej! - ponaglił ich Pantaenius, który wystraszył ich znienacka.W tym czasie Flisowie wynieśli większość ich bagaży.
- A ty jeszcze tu jesteś? - Liv podeszła do niego i Leara. Parsknął jej w twarz.
- Jakże bym miał odejść i nie przedstawić zwycięzców naszej jakże wielce uczciwej loterii. - uśmiechnął się dumnie, obejmując obydwoje ramionami. - A teraz maski na twarz, Jeanardzie i Uriko.
Liv zdębiała. Prawie zapomniała, że razem z Learem są zwykłymi figurantami, podszywającymi się pod rzekomych zwycięzców losowania. Kilka tygodni temu, razem z zaproszeniami od Pantaeniusa, dostali także po krótkich kartach informacyjnych o zwycięzcach, co tylko ich zaniepokoiło. Skąd tak naprawdę Flich posiadał takie informacje i gdzie podziewają się ich pierwowzory? Liv mogła tylko ślepo wierzyć, że to po prostu zmyśleni ludzie, których sam handlarz bronią stworzył, by móc wejść z nimi w układ.W końcu zaczął wywiązywać się ze zobowiązania, co zaczęło rodzić tylko inne pytania. Czego będzie chciał od nich w zamian?
 
Nagle usłyszeli piski dziewczyn. Evely i Pattern podziwiały wracających ze spaceru dwoje ludzi. A raczej ekscytowały się ich końmi. Wyglądali na młodych ludzi. Gdy byli już bliżej zeszli na ziemie, co było trudne dla jednego z nich, czekającego na pomoc towarzyszki.
- Hejka! Wy musicie być z Kortii! Bardzo miło nam poznać was jako pierwsi. - młoda, wysoka kobieta z ciemniejszą karnacją przywitała się z nimi. Jej włosy zakrywał luźno opadający kaptur. - Hej, och, uważajcie! - zawołała gdy Pattern stanęła obok zwierząt by z nimi zapozować. Wywróciła oczami a następnie podeszła bliżej Liv i Leara. Z kolei jej towarzysz zawołał kogoś do koni. Z dalekiego ogrodu zaczął ktoś do nich podbiegać.

- Nie wiedziałem, że w tym roku będą mogli zabrać tyle osób towarzyszących.- powiedział starszy mężczyzna gdy zabrano od nich zwierzęta.- Niech no wam się przyjrzę... - zaczął się intensywnie przyglądać każdemu gościowi. Nie spędził dłuższego czasu na Evely i Pattern, zażartował z Pharadai'a ("Pan nie wygląda na kogoś, komu loterie są w życiu potrzebne") zatrzymując się dłużej na Samie, Liv a przede wszystkim na Learze, który tak się spiął, że mimowolnie ścisnął dłoń Liv za swoim biodrem.
- Tak, właśnie tak! To muszą być nasi goście honorowi! - podszedł do nich z szerokim uśmiechem i położył im dłonie na ramionach.
- Urika i Jeanard, zgadza się? - smukła kobieta dołączyła do nich. - Nazywam się Laoise Hooker a to jest mój partner, Bathius Gelt.
Liv zmieszana spojrzała na Paul'a, który zaczął wymieniać spojrzenia z Learem.
- Partnerzy zawodowi, oczywiście!- Bathius wyprostował się i klepnął Laoise w plecy. Laoise widocznie zmieszała się na ten komentarz. Ten szybki gest zaburzył jego równowagę, w wyniku czego podtrzymał się Leara. Szepnął coś niezrozumiałego do jego ucha, po czym razem wprowadził wszystkich do środka.

* * *

- Jesteśmy trenerami Lantville. Pochodzimy z Panem, więc plotki o tym, że Markiza Li ma najlepszych tenerów, są całkowicie słuszne.
- Markiza Li? - zaciekawiła się Liv. Nagle usłyszała głośne szepty. To Evely z Pattern fotografowały co się dało, komentując co ładniejsze obrazy na ścianach i estetyczne wazy. Nie uszło to uwadze Laoise, która poprosiła służbę o konfiskatę elektroniki. Niechętnie na to przystali, zwłaszcza Ralkov, który ku zaskoczeniu wszystkich także figurował na liście gości. Skomentował to dość złośliwie ("Dobrze, że moje pazury nie są tak niebezpieczne jak oko kamery."), ostentacyjne oddając swoje komunikatory. - A kto to jest?

Laoise i Bathius zatrzymali się na schodach i spojrzeli na nich zdziwieni. Sytuację uratowała Evely z Pattern, które jako jedyne dokonały rekonesansu w czasie długiej jazdy, i poznały cały, przebarwiony życiorys Lantville. Przydomek Markizy nadano jej po trzeciej udanej obronie tytułu, w trakcie którego jako jedyna ukończyła wszystkie wyzwania. Od kilku lat plasowała się w najlepszej dziesiątce a na tegoroczne rozgrywki zaplanowała wielki powrót na podium. Jej pochodzenie natomiast, faktycznie było owiane tajemnicą, ponieważ w licznych wywiadach podawała różne, nieoficjalne wersje swojego przybycia do UWK.

- Z pewnością jako jej trenerzy, wiecie co jest prawdą. - odezwał się Pharadai, gdy wchodzili na piętro gościnne.
- Prawda jest brakiem oszustwa, nie szczerością. Do szczerości potrzebna jest wiara. - odparła wymijająco Laoise. Ralkov zachichotał, na tyle głośno by wszyscy go usłyszeli.
- A co to znaczy? - do pytań dołączył Lear.
- To że ktoś nie potrafi kłamać, nie znaczy, że w jego intencji leży uczciwość. - wyjaśnił Bathius. - Na przykład wy: czym się kierujecie pytając o pochodzenie waszego gospodarza? Chyba nie wypada, prawda? - uśmiechnął się do nich szeroko.
- Jesteśmy. - Laoise stanęła przed nimi i przez krótką chwilę oddelegowywała każdego do pokoi. Urika i Jeanard dostali własny apartament, natomiast pozostałym przydzielono dwa pomniejsze pokoje. 

- Posiłek będzie o 18.00. Prosimy o punktualność, Lantville powita was osobiście. - Laoise złożyła dłonie przed sobą.
- Ach, i Panno Aberforth, styliści będą jutro punkt dziesiąta.- przypomniał jej Bathius na odchodnym.
- Dziesiątej? A to nie będzie po południu?- spytała Evely. Bathius spojrzał na nią nade uprzejmym wzrokiem.
- Obawiam się też, że nie będą mogli państwo wprowadzić tylu gości. Proszę się ograniczyć, to miejsce jest bardziej przytulne niż się wydaje. - ukłonił się, po czym podpierając się o partnerkę, pozostawili ich w konsternacji. Zaprosili też do siebie Ralkova by omówić ostatnie szczegóły przyjęcia.
 
*  *  *
 
Rozdzielili się do swoich pokoi bardzo szybko. A zaczęła to Liv, nie mogąca znosić dłużej obecności Paula i Pharadai'a. Lear tylko westchnął i umówiwszy się z pozostałymi na spotkanie podążył za brunetką.
 
- Hej, Liv... - zapukał do uchylonych drzwi. Rozpakowywała swoje rzeczy na podłodze. Widocznie nie chciała na razie dotykać łoża małżeńskiego. Zmarszczył brwi, próbując zebrać myśli. Cokolwiek wydarzyło się między nią a Pharadai'em nie powinno tak rzutować na ich wszystkich i musiał jej to przypomnieć. Nikt nie miał obowiązku żyć jej życiem, mimo że każdy z nich właśnie po to tu przyjechał.
Ale o to w końcu znaleźli się u kresu ich wyprawy. Jeszcze tego dnia mieli się spotkać z siostrą Liv. Gdy uregulują kwestie wdzięcznościowe z Flichem będą wolni. Może spędzą tu jeszcze trochę czasu? Pattern i Evely z pewnością przystałby na tę propozycję, zachłyśnięte odmiennością kontynentu, znajdowały sobie coraz to nowe miejsca które "koniecznie muszą odwiedzić". Chętnie odwiedziłby też Mariettę. 
 
Otworzył lekko buzię ze zdziwienia. Sam zaskoczył się naturalnością tego pomysłu. Naprawdę chętnie spotkałby ją ponownie. Mimowolnie uśmiechnął się na tę myśl. Nareszcie wszystko zaczynało się układać. Szybko jednak skarcił się za takie pomysły. Tak naprawdę wiele kwestii nie zostało jeszcze wyjaśnionych. A poza tym był tutaj z nią. W końcu będzie się mógł od niej uwolnić.

- Lear, mówię do ciebie! - głos Liv wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na nią zdziwiony. - Jeanardzie? - wzdrygnęła niepewnie ramionami. Westchnął rozbawiony i usiadł przy niej, na puszystym dywanie. - Czy ja dobrze zrobiłam?
Zastygnął. Gdy w końcu ją odnalazła, gdy były w tym samym budynku, rozdzielone po tylu latach, zwątpiła. A może zawsze była tego niepewna. Ale przecież nie mogła być tak nieroztropna.
 
Prawda?

- Obawiasz się jej reakcji? - domyślił się. Skinęła głową. Jeśli Laoise i Bathius jeszcze ich nie wydali, Anitę czekało niemałe zaskoczenie gdy przy kolacji zamiast swoich zagorzałych fanów zastanie rodzinę. - To dość zrozumiałe. Uciekłaś się do podstępu i niespodzianki. Nikt z nas nie wie czego się spodziewać. Ale to wciąż twoja siostra.

- Ale nie ta sama osoba. Widziałeś ją na tych reklamach, słyszałeś co dziewczyny o niej mówiły. Nawet nie wiem czy kiedykolwiek ją dobrze poznałam.

Lear otworzył buzię by to skomentować, jednak zastygł w konsternacji. Liv nawet nie wiedziała, jak mało ją znała. Umilkli obydwoje na dłuższą chwilę.

- Nie wydali nas. - zauważyła Liv, gdy już rozprawiła się z rzeczami. Stanęła przy oknie, wyglądając na plac za willą. Składał się z dużego basenu, za którym rozpoczynały się przepiękne ogrody a nieco dalej las liściasty. - Laoise i Gelt. Poznałeś ich, prawda?

- Cóż, w końcu trenowali w tej samej sali... - urwał przypominając sobie niedawną sytuację z Bathiusem. - Zastanawiałaś się może... - zaczął niepewnie przez co odwróciła się do niego zmartwiona. - .... co ten Flich będzie chciał w zamian?

 Liv westchnęła.
- Pośrednio domyślałam się od dawna. Handel na bazarze nie jest jego jedynym źródłem utrzymania.
- Sprawdziłaś go? 
- A jak można sprawdzić kogoś tak nieuchwytnego? - odparła przekornie.- To raczej śmieszne plotki ale... Podobno jest odpowiedzialny za Kwietniowe Róże....
- Masz na myśli tamte dziewczyny?
Skinęła głową. Lear wstrzymał oddech. Byłaby to wielka ironia płacić ciałem za informacje o siostrze Anity. Nie mówiąc o tym, że jedna z nich w połowie go nie posiadała.
- Handluje też bronią, proksymuje na kilku wybrzeżach, aktywnie wprowadza zamienniki dla rozszczepienia....
 
- Liv, wiedziałaś o tym i nam nie powiedziałaś?!
- Och, to tylko plotki. Oficjalnie jest mechanicznym mecenasem.
Spojrzał na nią z głupią miną, czekając na wyjaśnienia tak nonsensownego tytułu.
- Zajmuje się upgradowaniem na poczet Saginii Unnajmu. No wiesz, tych ich "Igrzysk". Nasz translator słabo tłumaczy.
Jęknął zmieszany. Wstał i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Liv złapała się za łokcie zamyślona. Dlaczego nie wierzył, że to kłamstwo było dla ich dobra? Zresztą ostatecznie nie okłamała ich, tylko powiedziała nieprawdę.
 
- A nie pomyślałaś... - zaczął nagle nerwowo Lear. - .... że on może chcieć czegoś w zamian? Co jak porwie ci siostrę? Albo moją!
- Nie sądzę, by burdele były teraz opłacalne, skoro...
- Czy ty siebie słyszysz?! - podszedł do niej i złapał ją za ramiona. - Handlujesz informacjami z jakimś mafiozem, jaką masz pewność, że wyjdziesz z tego żywa?!
Liv patrzyła na niego zaskoczona. Była pewno, że on wie. Ale Lear dopiero teraz domyślił się, jak ryzykowną stawkę podjęła dziewczyna.
 
- Myślisz, że tak łatwo można wprowadzić córkę prezydenta pod latarnie?
Odwróciła wzrok w ziemię. Nie. Nie tego spodziewa się po Flichu.
- Nikt nie zapłaci za żywy towar, który jest nietrwały, kosztowny w utrzymaniu, kruchy i.... - urwała na chwilę, czekając aż sam się domyśli. - .... i ma własną wolę.
Lear puścił ją i odsunął się od niej, uważnie przyglądając się jej z góry do dołu.
 
- Androidy? - wydusił w końcu.
- Jeden z większych patentów Panem, Lear. Gdy tu robili sobie jakąś wojnę na roboty w Kapitolu mogłeś w każdej aptece kupić ∂łυgσωιє¢zиσść. A gdy je obalili my stworzyliśmy ludzi doskonałych.
- To chyba za duże słowo, Liv...
- Widziałam Juno. - przerwała mu. - Jeśli byt doskonały miałby istnieć to było by Juno. Ja jestem marną namiastką a i tak, dostałam mnóstwo wycen.
- Nie rozumiem... Już się z nim dogadałaś?
- Polubownie. Mam przekazać kilka raportów i projektów od Juno i ich zespołu.
- Projektów?
- Planowali.... Aktualizacje.
- Och, Liv, ja....- nie wiedział co powiedzieć. Wszyscy mieli tę zagwozdkę kim jest Liv i ile w niej androida. Nie przypuszczali, że dla Juno jej człowieczeństwo było problemem a jej ludzkie pozostałości stanowiły odpady poprodukcyjne. - Więc sprzedałaś się za informacje o Anicie? Czy to nie było trochę pochopne? Przecież jest tak popularna...
- Trochę tak, ale zobligował się, że będę mogła się z nią spotkać osobiście a w Nowym Świecie to ogromna pomoc. No i wiesz... W tamto lato....
 
- Pisałaś z nim od roku?! - Lear przerwał jej po raz kolejny.
- Tak, Lear, przepraszam! - podeszła do niego chcąc go uspokoić. Dał się poprowadzić do ich łóżka. - Próbowałam różnych rzeczy ale było tak niewiele informacji o niej. Zresztą sama biografia "Lantville" jest taka pogmatwana.... Później był tamten zjazd a rok później Paul mi się... Wiesz co było dalej.
- Odsunęliśmy się od ciebie.- wspomniał smutno. - Wybacz, Liv, nie powinienem cię tak pochopnie posądzać. Zwłaszcza po tym, jak traktowali ciebie ci naukowcy z Kapitolu...
- Tak między nami - Liv nachyliła się na niego z nygusową miną - to strasznie liczę, że Flich zgodzi się na te dokumenty od nich. Nie miałabym nic przeciwko zagrać im na nosach, gdy wykradną im dzieło ich żyć.
Lear roześmiał się. Ciekawe, jakby Juno zareagowało na taki akt nieposłuszeństwa własnego robo-dziecka? Przez chwilę zapętlił się w tej myśli, co rusz spoglądając na Liv i wybuchając spontanicznym śmiechem. Liv w końcu to się znudziło, więc wyszła, zbierając pozostałych na zebranie. Jeszcze gdy wchodzili Lear chichotał pod nosem.

* * *

Przyszli wszyscy, prócz Evely, która na ich szczęście źle poczuła się w trakcie jazdy i postanowiła zdrzemnąć się w pokoju, który dostały z Pattern. W ten sposób zebrali się Pharadai, Paul, Pattern, Lear i Liv. Gdy się rozsiedli na krótką chwilę zapadła niezręczna cisza. Lear czuł na sobie proszące spojrzenia Liv i Pharadaia ale umyślnie przedłużał rozpoczęcie tematu dając im szansę na zażegnanie sporu. W tej dziwnej rozmowie gdy byli sami nie zdążył nawet zapytać jej co się właściwie stało. Przecież nie zdążyliby zniszczyć wieloletniej przyjaźni w kilka dni. I wtedy to zrozumiał. Kto tu właściwie był jej przyjacielem? Paul był w niej ślepo zadurzony, Pattern zebrała się z Evely, przyczyn Pharadaia także doszukiwałby w jakimś sentymencie a on sam... Zamyślił się. Tłumaczył to sobie młodzieńczą nostalgią do Liv, ale gdzieś głęboko domyślał się prawdziwości swoich pobudek. Chciał się spotkać z Anitą. Tak wiele chciał jej powiedzieć. Jak bardzo go zniszczyła. Jak cierpiał przez nią niemal tak jak Paul... przez Liv. Syknął pod nosem. Nie mógł teraz tego wspominać.

Tak, nikt w tym pokoju nie był przyjacielem Liv. Mimo wszystko łączyła ich złożona siatka relacji lub, w przypadku Paula, poczucie winy połączone z maniakalnym uporem. Jacy byli żałośni!

- Cóż, skoro Lear nie wie, po co się zebraliśmy to ja zacznę. - usłyszeli nagle głos Pattern. - Jakie dać wam zakłady gdy już wrócicie na arenę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz