piątek, 1 lutego 2019

Rozdział V ~
"Jeżeli na obelgi nie reagujesz obelgami"

Po kilku godzinach Liv obudziła się akurat na przesiadkę w dystrykcie 3.  Po otwarciu granic stał się on jednym z najbogatszych terytoriów Panem, sprzedając swoje produkty i patenty. Z mnóstwem nowych pieniędzy cały dystrykt został zrewitalizowany. Dlatego dworzec na którym wysiedli wręcz emanował nie przepychem, lecz nowoczesnością. Gdy tylko wysiedli przywitały ich ogromne holoscreeny zawieszone przy suficie budynku, który miał ogromną powierzchnię. Wokół terenu dworca unosiły się lewitujące drogowskazy a po podłodze jeździły tu i tam półmetrowe lub metrowe roboty sprzątające, które bardzo sprawnie usuwały zanieczyszczenia i w mgnieniu oka znikały im z pola widzenia. Pasażerów było znacznie więcej niż na ich dworcu a Liv zauważyła, że część z nich była prodami, ludźmi o których tylko do tej pory słyszała w trakcie pracy w bibliotece lub czytała przypadkowo w gazetach.
-Czy jego ręką właśnie...- usłyszała szept Evely do Pattern.- Na Crowa i Cavo, ona naprawdę się skurczyła!- podniosła lekko zdziwony głos.
-Też bym tak chciała.- zaśmiała się Pattern. Liv było trochę było przykro, że tak rozmawiają za nią podczas gdy ona ich prowadziła po dworcu.
-Ciekawe ilu z nich ma ulepszenia.- dodał Lear. Odwróciła się do niego. Cała czwórka rozglądała się z podziwem po nowym miejscu. Byli nim pochłonięci i niesamowicie zaciekawieniu. A przede wszystkim cieszyli się. W tamtej chwili poczuła się bardzo dobrze, że umożliwiła im namacalne obejrzenie skutków niedawnej rewolucji.

-Pattern, myślałem, że miałaś już wycieczki poza nasz dystrykt- zagadnął Paul do dziewczyn przed nimi, które właśnie nagrywały krótką holoaudycję dokumentującą wygląd dworca i ludzi przemieszczających się po nim.
-O przestań, w życiu nie pojechaliśmy dalej jak do Fronthfukrtu*.- wywróciła teatralnie włosami- Eve, tego też złap!- wskazała jej na starszego mężczyznę ubranego w jasnobrązowy płaszcz, wokół postaci którego unosił się od góry do dołu przezroczysty pasek z napisem w obcym im języku. Jego źrenice były błękitne, jednak gdy spojrzał na chwilę na nich, przybrały odcień purpury. Uśmiechnął się nieznacznie biorąc je widocznie za turystki, po czym ruszył przed siebie a hologramowa obręcz popisowo zmieniła swoje kolory i tempo przesuwania. Evely i Pattern westchnęły z zachwytu. Liv uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Ta cała kampania robiła się coraz bardziej ekscytująca. I wtedy usłyszeli to po raz pierwszy:

-Hej, jesteś Liv Sotoke? Córka prezydenta?- odwróciła się i ujrzała kobietę w średnim wieku w rdzawym żakiecie i wielkim kapeluszu na głowie, na którym poruszał się spokojnie niewielki lis. Na twarzy miała duże okulary a na rękach długie, satynowe rękawiczki. Jednak to jej kapelusz zwrócił ich uwagę a dokładniej znajdujące się na nim zwierzę. Wyglądał jak prawdziwy, jednak nie mógł być, ponieważ całe nakrycie głowy sprawiało wrażenie lekkiego i niewiele obciążonego. Dziewczyna nie odpowiedziała jej tylko otwarcie patrzyła na niego. Pozostali także przystanęli i podziwiali go.

-Ech, wiedziałam, że to będzie zły pomysł.- westchnęła kobieta z lekką chrypką, po czym sięgnęła do swojej kopertówki i wyjęła z nich niezwykle długą cygaretkę z papierosem. Przyłożyła do jej końca jeden z dużych pierścionków na którym pojawił się płomień. Zaciągnęła się dymem, po czym puściła go prosto do góry, która jak tylko znalazł się na wysokości liska otoczył go i zakrył a po chwili zamiast niego pojawił się skromny bukiet chabrów.
-O rany...- westchnęła Pattern z Evely. -Muszę sobie taki kupić!- ekscytowały się.
-A więc? Jesteś Livender Sotoke?- powtórzyła swoje pytanie.
Liv spojrzała na nią powoli. Gdzieś widziała tę twarz ale nie w takim ubiorze. A może rozmiarze. Ten ochrypły głos, który kiedyś na pewno był wyższy...
-Roma.**- powiedziała ze zdziwieniem lustrując kobietę z góry do dołu.- Nie poznałam pani, pani Vislar.

Wyraźnie odetchnęła z zadowoleniem, że w końcu ją rozpoznano. Wiedziała, że bardzo się zmieniła przez te kilka lat, jednak ucieszyło ją jej, choć niewielkie, zdziwienie. Zachowywała się jak prawdziwa dama, dystyngowanie i szlachetnie, afiszując swój ból rozmawiania z nimi.
-Dziękuję Liv, chciałam sprawdzić czy nadal można mnie rozpoznać.- zaciągnęła się ponownie. Evely i Pattern wstrzymały oddech oczekując ponownej transformacji na kapeluszu, jednak nic się nie stało.
-Rozumiem.- zamyśliła się, przypominając sobie ich ostatnie i jedyne spotkanie.- Pewnie chce pani przeprosin...- powiedziała obojętnym tonem głosu.

-Och, zmiłuj się Sotoke.- kobieta pokręciła głową i pstryknęła na robota sprzątającego, upuszczając do niego popiół z cygaretki.- Minęło 6 lat, ty myślisz, że chowam jakąś urazę?- zaśmiała się, lekko rechocząc swoim głosem.- A nawet jeśli, twój wygląd już to zrekompensował.- uśmiechnęła się sarkastycznie.
Liv milczała zaskoczona nagłym atakiem na nią. Opuściła zawstydzona głowę i objęła się rękoma, zakrywając swoją talię. Paul usłyszał uwagę kobiety jednak milczał. Jego brat spojrzał na niego, jednak Sam tylko pokręcił głową by się w to nie mieszali. Nie był na tyle głupi by nie rozpoznać dziedziczki Vislara. Z kolei Evely i Pattern były zbyt zajęte szukaniem w internecie sklepów z takimi cudeńkami jak jej kapelusz.

-Naprawdę dobrze pani wygląda.- odezwała się po chwili Liv. Kobieta zachichotała pod nosem.
-Dobrze, że twoi rodzice tego nie widzą...- dodała na odchodnym i opuściła ich, krocząc dumnie przed siebie. Gdy odchodziła puściła kolejny dym w stronę kwiatów, które ponownie przybrały postać liska, tym razem krążącego powoli wokół ronda kapelusza. 

* * *

Evely i Pattern jeszcze długo ekscytowały się kapeluszem Romy Vislar, omijając w ten sposób wiele innych atrakcji. Sam i Lear szeptali coś między sobą a Liv nie odezwała się już do nikogo więcej w milczeniu szukając miejsca odprawy. Nie spodziewała się tak szybko spotkać kogoś z Igrzysk a już na pewno nie byłego sponsora. Zasłużyła sobie na jej docinki, jednak zabolało ją to. To prawda, że przytyła i zaczęła z mniejszą uwagą dbać o siebie i swoje ubrania, lecz z ust tak zadbanej i eleganckiej kobiety brzmiało to jak najgorsza obelga a nie zwykłe dokuczanie. Chociaż wspomnienie jej rodziców z pewnością nie było zwykłym dokuczaniem.To było personalne i miało szczególnie zaboleć a to znaczy, że Roma wyjątkowo długo nosiła w sobie urazę do dziewczyny, jak gdyby nikt nigdy przed Liv nie zwrócił uwagi na jej tuszę. A ponieważ teraz kobieta wyglądała dużo lepiej mimowolnie uśmiechnęła się, stwierdzając, że jej obelgi były tego warte, ponieważ w tamtym momencie Roma wyglądała wyjątkowo pięknie i z pewnością dba teraz o siebie lepiej niż w przeszłości.

W końcu znalazła odprawę. Stanęła w kolejce a pozostali przysiedli niedaleko na ławkach. Niefortunnie zdążyła przyjrzeć się pozostałym czekającym, czując się jeszcze bardziej zawstydzona swoim wyglądem niż przedtem. Gdy w końcu nadeszła jej kolej bileter tylko zlustrował pobrzeżnie ich bilety, po czym zwrócił je informując, że pomyliła wejścia.
-No ale przecież tu jest wejście do metra.- zauważyła, wskazując na wielki napis nad nimi. Kilka lat starszy od niej mężczyzna westchnął. Widocznie nie był to jego pierwszy raz. Ubrany był w mundur kolei, który stanowiła czerwona kamizelka i biała bluzka pod spodem. Na głowie miał niewielki cylinder w podobnym kolorze co kamizelka a na lewym nadgarstku miał szeroką metalową bransoletę. W tym czasie za nią zdążyła się już zrobić większa kolejka.
-Pani ma bilet na kolej podwodną. Tu jest metro podwodne.
-A jest jakaś...
-Tak jest. -podniósł lewą rękę i uruchomił bransoletę. Przed nią pokazała się reklama linii podwodnych.- Kolej jest dłuższa, nastawiona turystycznie.- pokazał jej pasażerów przyklejonych do szyb pociągu, podziwiających piękno głębin oceanu.- Metro jedzie szybciej i przez większość czasu porusza się zakrytymi tunelami.- tu zobaczyła tylko ciemny tunel i przejeżdżający w mgnieniu oka skład.- Proszę, więc nie robić kolejki. Do swojego wejścia dojdzie pani tędy.- pokazał jej wirtualną mapę dworca z zaznaczoną prostą drogą. Nie byli daleko od peronu kolei. 

Gdy upewniła się, że faktycznie ich bilet był na kolej podeszła do pozostałych.
-Przepraszam was- powiedziała, łapiąc się skrępowana za łokcie. Evely zmarszczyła brwi, wyczuwając dziwny nastrój siostry. Wcale nie za to przepraszała. Spojrzała znacząco na Pattern, która także nie rozumiała tego.- Kupiłam bilety na pociąg a nie metro. Będziemy jechać dłużej.- 
spojrzała na Sama i Leara, którzy patrzyli na nią współczująco. Zabolało ją to. Słyszeli jak Roma ją obrażała i nic nie zrobili. Dawniej na pewno nie pozwoliliby na coś takiego. Tak bardzo chciałaby by znowu byli rodziną. Może musi trochę poczekać. Przecież nie pchaliby się do nich na siłę tylko dla Pattern. Musieli to też zrobić dla niej i Evely. 

Ruszyli według wskazówek biletera a w czasie drogi Evely i Pattern zagadały ją, pilnując by ich siostra zapomniała jak najprędzej to czym się dołowała. Kilka godzin później wyjechali po raz pierwszy w życiu poza granice Panem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz