sobota, 26 stycznia 2019

Rozdział IV ~
"Jeżeli marząc nie ulegasz marzeniom"

Bardzo niekomfortowo czuła się idąc z Evely na dworzec. Chwilowa ulga spowodowana nie spotkaniem ich towarzyszy na zewnątrz domu minęła całkiem szybko i dała się zastąpić nerwowemu oczekiwaniu i zmartwieniu kogo spotkają na peronie. Jej niepewność była jednak pomieszana z podekscytowaniem. Jeszcze kilka lat wcześniej nie uwierzyłaby, że zdoła się na taką odwagę by opuścić swój dom i ruszyć w świat a już na pewno nie w to, że wciąż będzie marzyć o niej. Bywały momenty, w których widziała ją jak przez mgłę, nie będąc pewna jak dokładnie wygląda. Jak bardzo miała odstający nos, jak szeroko miała rozstawione oczy, jak szeroki był jej uśmiech. Patrzyła wtedy na ich zdjęcia, których było bardzo niewiele a część była już zniszczona. Zwykle po ich obejrzeniu denerwowała się i uruchamiała zapiski Igrzysk na wirtualnym przenośniku. Jednak wtedy zdawała sobie sprawę, że mimo iż widzi swoją siostrę to z zachowania była całkowicie inną osobą. W ten sposób po siostrze dziewczyn pozostał mnogi ślad- jeden nieuchwycony wyraźnie na zdjęciu ale budzący wspólne wspomienia oraz reportaże z Głodowych Igrzysk, przedstawiający wykreowaną przez nią postać i charakter. I oba te obrazy były prawdziwe.
W czasie refleksji Liv nad podróżą i jej uczestnikami Evely prowadziła jeden z wielu monologów ze sobą, nie przestając cieszyć się wyjazdem, końcem szkoły, spędzeniem więcej wolnego czasu razem no i przygotowaniem innego przemówienia dla Anity, gdy ją już znajdą.

Budynek dworca został kilka lat wcześniej odrestaurowany i zmodernizowany dzięki czemu otworzono nowe linie kolejowe i zakupiono nowe składy. Był to wciąż najpopularniejszy środek lokomocji między miastami i dystryktami, chociaż coraz więcej osób zaczynało uczyć się korzystać z samochodów osobowych.

Gdy przyszły na miejsce pociąg już stał na dworcu. Na zewnątrz stało kilka osób żegnającymi się z bliskimi. Liv rozpoznała kilka osób z widzenia w bibliotece i na mieście. Kilkoro z nich zauważyło ją i pomachało w jej kierunku. Wśród nich byli i państwo Sam.
-Dzień dobry!- Evely podbiegła do nich. Liv podeszła do nich znacznie wolniej, obawiając się niemiłych przytyków także z ich strony. Takowych jednak nie było.
-Liv, witaj.- przywitała ją przybrana matka rodzeństwa matka, Laberta Sam. Liv odbąknęła cicho przywitanie.
-Martwisz się podróżą?- zaśmiał się jej mąż, Olivier. Wziął ją na bok i cicho spytał czy nie potrzebują środków na drogę. Tego było za dużo, choć było niewiele. Miłe zachowanie i spojrzenia a teraz ich troska w zamian za to jak potraktowała ich syna. Zawsze ma być źle. Odmówiła grzecznie pomocy i obiecała na bieżąco informować ich o postępach. Evely oddała im klucze od domu i po osobliwym pożegnaniu w trakcie którego siostra Liv wyprzytulała ich jak małe dziecko a sama Liv ograniczyła się do ściśnięcia ręki, obie wsiadły do wagonu. Z tego wszystkiego Liv nawet nie spojrzała kto był w wagonie, ale nie było to wcale zagadką, skoro na peronie stali tylko ICH rodzice.

-Evely, wszyscy?- zagadała siostrą w korytarzu między przedziałami.
-Och, tak...- Evely zamyśliła się.- To miała być niespodzianka... nie wyszła, co?
Liv westchnęła stawiając torbę podróżną na ziemi.
-I tak nie muszę udawać zdziwienia, nie martw się.- pocieszyła ją po czym wróciły do szukania przedziałów.

-Evely!- ucieszyła się Pattern na jej widok, gdy pojawiły się w przedziale. Pattern była rok młodsza od Evely i nieznacznie od niej niższa. Jej włosy były ciemnobrązowe i kręcone. Zwykle spinała w dwie kitki, tak jak i tego dnia. Miała pyzatą buzię i pojedyncze piegi na policzkach. Jej oczy były koloru włosów i także ciemne jak grube brwi. Budową ciała przypomniała nieco Evely, choć jej nogi były trochę szczuplejsze. Mimo to upierały się, że noszą ten sam rozmiar i pożyczały sobie wzajemnie ubrania.
Najmłodsza Sotoke przytuliła czule i ją.
-Hej Sam- pomachała mu- Hej Lear...- rzuciła mu wstydliwe spojrzenie, po czym dosiadła się do Pattern przy oknie a Liv zajęła się ich bagażami. Brunetka od dawna miała wrażenie, że dziewczyna zachowuje się inaczej przy Learze, co dziwiło ją skoro się tak długo znają. Mimo to uważała to za niezwykle urocze, szczególnie gdy próbowała czasem zagadać o to siostrę na co ta reagowała bardzo wymownie, rumieniąc się i urywając nieudolnie temat.

Przez ponowne rozmyślania o tym nie przywitała się od razu ze wszystkimi co tylko pogłębiło gęstą atmosferę w przedziale. Lear i Sam siedzieli obok siebie, więc Liv usiadła trochę dalej od swojej siostry, siedząc przed nim obojgiem. Jedno miejsce było puste.

Sam nie zwrócił na nią uwagi, a przynajmniej tak się jej zdawało, wyglądając na rodziców z okna. Z kolei Lear wciąż patrzył na nią z żalem, choć tym razem wyczuła w tym spojrzeniu wrogość. Patrzyła na nich urywkami, co rusz odwracając wzrok. Czoło już ją bolało od marszczenia brwi ale była zbyt spięta by to zmienić i odezwać się. Pattern i Evely do reszty pochłonęły się swoimi neo-phonami i nijak wyglądało aby miały ją wyratować z tej krępującej dla niej sytuacji.

Lecz mimo ciszy i wyraźnej urazy byli tutaj i to obydwoje. Pomimo pracy obydwóch i obowiązków postanowili im pomóc. Więc mimo wszystko nie chcieli ją ignorować do końca życia. A może dołączyli tylko dla Pattern? Liv miała mętlik w głowie z którego wyrwał ją dopiero wyjazd pociągu kilkanaście minut później.

-O nie gadaj, serio tak napisała?!- Evely pisnęła głośniej oglądając na wspólnych słuchawkach coś z Pattern. Liv omało nie dostała zawału. Spojrzała zdenerwowana na siostrę, która nie zwróciła na nią uwagi. Zdjęła buty i usiadła po turecku, wciskając się w oparcie. Nie wyjechali nawet z Pavalon a już spanikowała.

Nagle usłyszała cichy chichot. Spojrzała na Leara, który zdążył założyć sobie słuchawki i wyjąć książkę. Widocznie postanowił zostawić ją w spokoju a przynajmniej na jakiś czas. Książka była wyjątkowo gruba co zaciekawiło ją, jednak śmiech, choć cichy, nie ustawał. Zamarła rozumiejąc, że należał on do Paula. Bardzo powoli obróciła się w jego kierunku. Podpierał się o parapet przy oknie, mając schowaną twarz w zagięciu łokci. Patrzył na nią przymrużonymi oczami sugerującymi uśmiech schowany pod za przedramieniem. Dziewczyna mimowolnie także się uśmiechnęła, patrząc na niego dziękczynnym wzrokiem. Widocznie nie tylko na przeprosiny nie było ją stać.

A ponieważ każdy miał swoje zajęcia, nie próbując nawet spytać jej o dokładniejsze plany, postanowiła zdrzemnąć się i zapomnieć o tym jak bardzo nietypowa stała się ich kampania i zacząć śnić co sama powie najpierw pierworodnej gdy się spotkają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz