piątek, 18 stycznia 2019

Rozdział I
"Jeżeli nie odpłacasz na nienawiść nienawiścią"

Około tydzień zajęły im przygotowania do wyjazdu. Przez ten czas Evely poprzewracała pół domu swoimi rzeczami, szukając tych na "arenę międzynarodową" a Liv głównie chodziła dookoła i sprzątała z powrotem wszystko co rozrzuciła jej młodsza siostra. Był to tak irytujące z jej strony, że ku jej zdziwieniu Evely po części zaczęła sama po sobie sprzątać. Widocznie, żadna z nich nie domyśliła się, że nie był to pedantycznych odruch lecz odreagowanie z nerwów.

Przez ten czas gdy zaczęły się wakacje nie powiedziały nikomu o swoich planach. Nie miały nikogo bliskiego oprócz rodziny państwa Sam a po śmierci babci Momo z nikim nie próbowały nawet nawiązywać bliższych relacji. I choć Evely nigdy nie zarzuciła niczego swojej siostrze ani nie narzekała, było jej z tego powodu bardzo przykro. Ich jedyni znajomi nadal mieszkali w Kapitolu i choć z nimi nastolatka chciała zachować kontakt. Udało się go realizować jedynie częściowo- rzadkimi wzajemnymi odwiedzinami a także sporadycznymi telefonami.

Wieczorem, dwa dni przed planowanym wyjazdem, wszystko było gotowe. Zmęczona Evely grała na interaktywnej książce przeglądając dzieje historii Unii Wyzwolonych Krajów. Nie było to zbyt skuteczne, ponieważ nie założyła dobrze specjalnej rękawicy sterującej do kontroli ekranów a do tego leżała na kanapie machając jakby od niechęci w powietrzu i wyświetlając przypadkowe informacje historyczne. W tym czasie Liv kończyła robić kolację (nie, szkoda gadać, nie umiała nic po latach zrobić x.x RIP żołądek Eve *). Gdy skończyła przyniosła talerz dla Evely i położyła go na stole, niedaleko kanapy.
-Znalazłaś coś ciekawego?- Liv zaśmiała się jej pozycji. Evely zdecydowanie nie przyglądała się z uwagą wszystkiemu co wyświetlała.
-A ja wiem, nie znam tych krajów dobrze.- prychnęła blondynka.- Nawet w szkole ich dobrze nie znali gdy się uczyłam. Brie Thompson to chwaliła się, że była w którymś z siostrą... Funlenborgu chyba...
-Hej, brzmisz staro, a przecież minął dopiero tydzień od twojej graduacji.- zauważyła Liv.
-No, wiem, wiem.- Evely zrobiła kilka gestów i wyłączyła książkę.

-Wiesz, Livciu, myślałam trochę o tej naszej wycieczce...
Liv zesztywniała na jej poważny ton głosu. Chyba jej siostra nie chciała się tak szybko wycofać?
-Evely, czy ty...
-O mój Cavo, nie!- Evely zeskoczyła energicznie z kanapy.- Chyba nie myślisz, że chcę się wypisać?- zrobiła smutną minę. Liv nie poczuła ulgi.- Yh, wiesz...- Evely speszyła się.- Po prostu uważam, że pchanie się we dwójkę w wielki świat jest trochę przereklamowane więc pomyślałam, że mogłybyśmy...- zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu.
-Chcesz zrobić z nas kampanię?- domyśliła się Liv.

-Nie no, kampanie to takie nieładne słowo...- Evely wyprostowała ręce za plecami.- Po prostu tak by było nam łatwiej i bezpieczniej. I wiesz oczywiście o kim mówię.
-Eva...
-No co? Tylko ty masz z nimi problem.- i choć miała rację ugryzła się za to w język. Nie chciała wypominać Liv, że przez nią musi ograniczać kontakty z jednymi ludźmi z którymi się jeszcze kontaktowały i którzy uznawali je za rodzinę.- Przepraszam, Liv. To nie twoja wina, że Phoebe i Pharadai są zajęci i zostali nam tylko oni...

Liv tylko westchnęła i usiadła powoli przy stole. Evely miała rację. Sama myślała o towarzyszu, lecz wszyscy mieli swoje życie i własne spraw na głowę. Panem wciąż przeżywało szok kulturowy a sama Phoebe i Pharadai mieli nowe prace i życie prywatne. Z kolei Baduina i Faithesa nie znała na tyle blisko by prosić ich o coś takiego. Urs i ich ojciec także nie dawali o sobie znać. Dlatego gdy zobaczyła Paula wtedy na patio chciała się go o to spytać, jednak nie zdążyła, zbyt długo bojąc się zrobić cokolwiek. Złożyła ręce i spojrzała ze spokojem na siostrę.
-Pójdę do nich i zapytam się.
Evely uśmiechnęła się radośnie.
-Naprawdę?!
-Jasne, nie ma sprawy.
Evely zabrała się w dobrym humorze do kolacji a Liv ubrała się i wyszła odwiedzić sąsiadów. Był wieczór jednak wciąż było ciepło i w miarę jasno. Wstydziła się wchodzić na ich skromną posesję, jednak przemogła się, nie chcąc zasmucić siostry. Cicho weszła na ganek i zapukała w drzwi, które po chwili otworzył się jej Lear:

-Och, cześć...- Liv zmieszała się. Wolałaby porozmawiać z którymś z państwa Sam.- Um, są może twoi rodzice w domu...- nawet nie udawała, że szuka z nim kontaktu wzrokowego. Lear chrząknął.
-Cześć, Livender.- odparł dość oficjalnie, wyraźnie akceptując jej imię. Widocznie Paul powiedział mu, co się stało między nimi.- Nie ma ich, mają dziś rocznicę i poszli na miasto. Chcesz bym im coś przekazał?
Jego ton był bardzo neutralny, ale także bardzo suchy. Nie do takiego się przyzwyczaiła. Ale zasłużyła sobie na to. Być może gdyby się wcześniej przemogła przeprosiła by jego i przede wszystkim Sama za swoje zachowanie i dalej byliby rodziną. Może nawet nie musiałaby ich pytać czy chcą dołączyć do wyjazdu.
-Chciałam się ich tylko zapytać czy mogliby...- urwała patrząc na niego. Był zły na nią, choć bardzo subtelnie było to widać, jednak zauważyła to i było jej bardzo przykro z tego powodu. widrował ją wzrokiem, jakby wyganiając ją stamtąd, choć ton głosu wcale nie był agresywny. Szepnęła sobie pod nosem, że to dla Evely ma się starać jednak nie minęło kilka chwil gdy pożegnała się i wróciła zdenerwowana do domu. Niby jak ma przeprosić ich za to, że nie kocha Paula? Dlaczego muszą być razem tylko dlatego, że przeszli przez coś wspólnie. Czemu nie mogli się przyjaźnić jak dawniej lub ignorować jak dawniej. Ich relacja była zawsze dynamiczna i zmienna ale nigdy nie miała kończyć się romantyczną relacją. Przynajmniej tak wierzyła.


- - -


-Tak szybko?- zdziwiła się w kuchni Evely, gdy jej siostra wróciła do domu. Skończyła zmywać po posiłku i wyszła ku niej.- No opowiadaj. Ach- zauważyła minę Liv.- Nie zgodzili się? Nawet Pattern?
Liv uśmiechnęła się niechętnie i weszła speszona do salonu.
-Nie było ich rodziców w domu. Mogłam zostawić wiadomość lub spytać się Leara, Sama i Pattern wprost ale...
-No co?
-Evely... Gdy pomyślałam, że mam im znowu zabierać dzieci z domu i nie wiadomo na jak długo...- opuściła głowę.- Byłoby mi z tym bardzo źle prosić o coś takiego, ponieważ nie powinnam. A poza tym, Lear nie był dość... uprzejmy...
-Co, czemu?
-Chyba też ma mi za złe, że zrobiłam Paulowi tamtą scenę z pierścionkiem...
-Och, Liv. Ja mu nic nie powiedziałam.- Evely uniosła dłoń w górę.
-Wiem, Eva, wiem. Paul mu powiedział, czemu by nie. No i ten... speszył mnie tym i głupio mi było pytać.

Evely przytknęła palce do ust wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Przeszła się trochę po pokoju a gdy się w końcu odezwała wystraszyła tym trochę swoją siostrę.
-A ja pójdę i ich przekonam.
-Co? Nie, Evely, nie możesz. To nie byłoby uczciwe znowu ich im zabierać. No i wiesz, mogą się nie zgodzić.
-Liv, czy ty przypadkiem nie masz włączonego modułu dramatyzowania?- to był jeden z jej ulubionych tekstów, gdy Liv martwiła się czymś bardziej niż powinna.- Pattern się na pewno zgodzić, a jeśli tylko, to będzie już nas trzy. A to więcej niż dwa.- zaśmiała się ukontentowana swoim liczeniem, po czym bardzo radosnym ruchem wyszła z domu, nie przebierając nawet kapci. Wzdychając, Liv ruszyła po zmiotkę, gotowa na sprzątanie podłogi, gdy wróci jej siostra. I tym razem było to z odruchu pedantyczności niż z nerwów. Była pewna, że tylko Pattern się zgodzi na wycieczkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz