czwartek, 24 stycznia 2019

Rozdział III ~
"Jeśli potrafisz przegrać i zacząć wszystko od początku i bez słowa"

kilka tygodni wcześniej

Avery i Pharadai poznali się w szpitalu, gdy Pharadai kończył swoje praktyki u doktora Theona w szpitalu Ophelii Vilent w Kapitolu. Młoda kobieta przyszła tam z wysypką na lewym przedramieniu, która okazała się być reakcją alergiczną na sierść. Zmartwiło ją ponieważ od kilku lat praktykowała jako samodzielny weterynarz i do tej pory nie miała żadnych objawów uczulenia. A ponieważ uparła się powtórzyć badania doktor Theon postanowił zamiast tego skonsultować jej wyniki z kimś jeszcze. Avery została z praktykantem narzekając pod nosem, jakie to niemożliwe i jacy pracują tam niekompetentni lekarze. Stojący wtedy przy oknie Pharadai zaśmiał się z tego za co Avery się obraziła, wdając się tym samym w najbardziej niezwykłą rozmowę ostatnimi tygodnia. Gdy wrócił doktor Theon nic się nie odezwał wyraźne podenerwowany tym zamieszaniem, i przepisał jej tylko odpowiednie leki. Ku zdziwieniu (i zmartwieniu) kobiety były one jednorazowe, dożywotnie uwalniając ją od wysypki. Zresztą było to niekomfortowe nie tylko dla niej. Dlatego gdy piąty raz spytała się, czy na pewno już nie będzie mieć problemów, Pharadai zgłosił się do odpro-wyprowadzenia jej z gabinetu. Ucięli sobie wtedy kolejną pogawędkę ale to dopiero wieczorem, przeglądając wirtualne karty pacjentów (musiał przekupić tą i tamtą pielęgniarkę ciastkami państwa Vislarów) zdobył jej numer i zadzwonił do niej umawiając się na spontaniczne nieoficjalne spotkanie.

Avery bardzo go polubiła i spędzała z nim dużo czasu. Często odwiedzał ją w klinice a kilka razy zdarzało się, że pomagał przy zostających na noc małych pacjentach. Zostawał z nią wtedy w dyżurce i razem urządzali seanse nudnych komedii romantycznych, choć w większości kończyły się one snem jej lub jego, więc w niekrótkim czasie zaczęli, pedantycznie, oglądać filmy dokumentalne, głównie medyczno-biologiczne.

Nie od razu powiedział jej kim był wcześniej a ona nie od razu przyznała, że kojarzyła go z Igrzysk. Pokochała go za jego prostotę ale i inteligencję oraz sceptyczność, dzięki której zawsze podejmował przemyślane decyzje. Był bardzo podobny w tym do niej dlatego ich związek opierał się na bardzo dużej cierpliwości z ich obu stron a także skromności, bowiem obydwoje pochodzili z ubogich rodzin. I chociaż Avery nie była ciemna jak on, włosy nosiła naturalnie jasno brązowe a na twarzy nie nosiła prawie w ogóle makijażu, pokochał ją, tak bardzo inną zarówno od niego jak i od niej. To dzięki Avery pierwszy raz zapomniał o Liv i potrafił wyobrazić sobie swoją przyszłość z kimś innym niż nią.

Phoebetakże polubiła się z Avery, którą, ku zdziwieniu Pharadaia, znała wcześniej z widzenia. Gdy Pharadai oświadczył się jej po trzech latach Avery bez wahania spytała Phoebe o bycie jedną z jej druhn, a Phoebe nie posiadała się z radości jeszcze przez wiele tygodni po fakcie. Oświadczył jej się skromnie jak się poznali, choć nie raz o tym rozmawiali i przekonywał jej, że mogą to zrobić jak tylko będzie chciała. Jednak nie zależało jej na niczym szykownym ani wykwintnym. Była szczęśliwa z tego co ma a gdy uklęknął przed nią w salonie w ich wspólnym mieszkaniu omal nie zemdlała. Nadomiar tego pisnęła głośno z radości na dźwięk czego zbiegł się jej wielki pies, Barnie. Wskoczył na Pharadaia przyjmując skromnie jego oświadczyny a Avery poczuła się strasznie zazdrosna. Jeszcze przez długi czas wspominała ze wzruszeniem jego oświadczyny.

Zaplanowali ślub rok później, a zleciał on bardzo szybko, choć głównie na obowiązkach zawodowych niż na planowaniu go. Na ich szczęście Phoebe i rodzice Avery zobowiązali się zrobić to za nich, rozumiejąc ich sytuację. Pharadai stał się pełnoprawnym neurologiem, asystując wielokrotnie w operacjach i przeszczepach a Avery powiększyła klinikę zatrudniając nowych pracowników. Ich kariery nabierały tempa choć im samym pasował stan, który mieli do tej pory.

Dlatego gdy tamtego dnia otworzyła drzwi niższej od siebie pyzatej brunetce nie spodziewała się jak wiele wniesie do ich życia. Zmieszana przedstawiła się jako przyjaciółka Pharadaia a Avery z trudem rozpoznała w niej córkę prezydenta. Zaskoczona tą wizytą wpuściła ją do środka. Były stylista także był zdumiony tą niespodziewaną wizytą, zwłaszcza że bardzo rzadko wspominał o niej narzeczonej a tym bardziej dzwonił. Avery zauważyła jego zmiany w zachowaniu, przez chwilę nawet miała wrażenie że był zawstydzony wobec Liv, a przecież był od niej dużo starszy. Poza tym nie utrzymywali ze sobą kontaktów. Wytłumaczyła to sobie traumą Igrzysk, które przecież dla nich i na nich obydwojgu musiały pozostawić blizny, a które pewnie ujawniały się dopiero w swojej obecności. Być może właśnie dlatego nie rozmawiali ze sobą tak często, prawie w ogóle się nie widując. Prawie, ponieważ odwiedził je kilka razy przez te trzy lata, głównie gdy miał dłuższe dni wolnego a Avery w tym czasie pracowała. Rozumiała tę więź i ufała mu. Zresztą i tak zdążyła poznać część jego znajomych, jak na przykład Faithesa Archaniusa i Baduina Millo, którzy byli bardzo poczciwymi ludźmi.


Dlatego postanowiła wyjść na spacer z Barnie, pozostawiając go z jego byłą trybutką. Uśmiechnęła się do narzeczonego i pocałowała go w policzek dodając mu otuchy, po czym wyszła, żegnając się miło z Liv. Po jej wyjściu milczeli kilka minut.
-Jest bardzo mądra.- rzuciła cicho Liv. Siedziała na składanym łóżku z podkulonymi nogami i rozglądała się po ich mieszkaniu. Gdy zauważyła pozostałości psa, zaczęła natrętnie oglądać swoje spodnie w poszukiwaniu sierści.
-Nie wiedziałem, że jesteś taka pedantyczna.- oparł rękę o oparcie skromnego fotelu niedaleko łóżka.- Masz szczęście, że mam dziś wolne, Liv. Mogłaś wcześniej uprzedzić, że przyjedziesz...
-Wiem, prze... przepraszam.- spojrzała powoli na niego.- Wyglądasz beznadziejnie w tej kitce, wiesz.- uśmiechnęła się lekko.
Zaśmiał się nieśmiało.
-Nie mogę nosić rozpuszczonych włosów do pracy.
-Nawet nie wiedziałam, że je zapuściłeś.
-A ja że skróciłaś swoje.

Westchnęła, odwracając wzrok.
-Długo jesteś z Ava....
-Avery. Czwarty rok. Poznaliśmy się na moich praktykach, jest wspaniałą osobą...- urwał nie wiedząc czemu, jakby oczekiwał, że Liv mu przerwie. Nie zrobiła jednak tego a on nie wiedział sam czy zabolało go to.- Wspaniałą...- powtórzył pod nosem.
-Jestem tego pewna, Phar.- usłyszał nagle. Liv uśmiechała się do niego łagodnie. - A ty jesteś już lekarzem, prawda?- spytała nieudolnie zawstydzając się jak niewiele wie o jego zainteresowaniach. Widocznie zauroczenie nie obejmowała interesowanie się nim.
-Neurologiem, tak Liv. Choć mam także specjalizację w schorzeniach psychicznych.
-Och, czyli jesteś psychologiem...
Pokręcił przesadnie głową.
-To coś zupełnie innego, Liv...- zawstydził się jej brakiem wiedzy. Jednak wtedy zaskoczyła go.
-Och, wiem. Żartowałam.- a powiedziała to bardzo cicho i neutralnie, tak bardzo nietypowo jak na żart, że zaniepokoił się jej tonem. Z tego co mu było wiadomo miało z nią być już lepiej. A może po prostu dorosła? Cokolwiek w niej było. Szybko jednak zaprzestał refleksjom nad tym, czując się niezwykle podle. Poza tym sama Liv dała mu inny temat do rozmyślań:

-Przyjechałam spytać się ciebie czy chciałbyś pomóc mi szukać Anity za granicą. - patrzyła na niego z powagą i spokojem.

Rozwarł lekko zdziwiony buzię. A więc taki miał być cel jej wizyty? W końcu były gotowe na to? Pharadai bardzo długo myślał nad odpowiedzią ale i decyzją, ponieważ w pierwszym odruchu chciał jej pomóc. Jej i Evely. Im i Anicie. Jednak miał już swoje życie i swoje problemy, nie mógł ciągle pomagać jej i liczyć, że się jakoś odwdzięczy. Zresztą miał już swoją rodzinę i planował ślub, przestał myśleć o Liv gdy ta nagle zjawiła się u niego i pyta o pomoc. Kochał Avery ale gdy zobaczył jak Liv wchodzi do ich mieszkania jego sympatia odrodziła się na nowo. Dopiero gdy o niej zapomniał mógł zacząć żyć swoim życiem jednak jego życie zawsze kładło mu kłody pod nogi.

Z niewymownym i niewypowiedzianym bólem odmówił, tłumacząc się swoim życiem i obowiązkami. Zrozumiała go i choć zabolało ją to, ona także starała się tego nie okazać. Pożegnali się więc tak, pokojowo i mile skrywając prawdziwy ból dla siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz